Jose Mourinho: Mam drużynę bohaterów

Po raz pierwszy od 1972 roku Inter Mediolan zagra w finale najważniejszych klubowych rozgrywek na świecie. Podopieczni Jose Mourinho po meczu walki wyeliminowali FC Barcelonę. Portugalczyk po końcowym gwizdku sędziego był dumny ze swoich zawodników. Nerazzurri od 28. minuty grali w dziesiątkę.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

- Mam drużynę bohaterów. W tym zespole wszyscy wypruwają sobie żyły. Barcelona chciała wyjść ze skóry, my wypruliśmy sobie żyły. Gratuluję wszystkim. Tym, którzy grali, tym, którzy nie i naszym kibicom. Barcelona świętowała już wcześniej, ale tego niesamowitego dnia wygraliśmy my - zauważył Mourinho.

Portugalczyk po raz drugi w karierze zagra w finale Ligi Mistrzów. - To najpiękniejszy wieczór w mojej karierze. Piękniejszy od tego, w którym wygrałem scudetto czy Ligę Mistrzów z Porto. Teraz proszę naszych kibiców o ostatni wysiłek. Niech wszyscy czekają na nasz samolot, a później wszyscy jedziemy do Rzymu, bo z Lazio to będzie dla nas finał, a 5 maja mamy kolejny ważny mecz w stolicy. Dzisiaj byliśmy drużyną nie z tego świata, bo wyeliminować Barcelonę w jedenastu to sztuka, a w dziesięciu to historyczny wyczyn - powiedział.

Dla Interu będzie to pierwszy finał Ligi Mistrzów od 1972 roku. - Nie graliśmy w finale od 38 lat. Wszyscy na ten moment czekali. To nie jest zespół 15-letnich dzieci, które mają przed sobą całą karierę i mogą jeszcze czekać. W tej drużynie grają: Toldo, Zanetti, Cordoba, Stanković, Materazzi, Milito i oni nie będą mieli szansy zagrać w tym finale z dziesięć razy - zauważył "Mou".

Portugalczyk nie ma wątpliwości, co zadecydowało o ostatecznym sukcesie mediolańczyków. - W tej rywalizacji były dwa kluczowe momenty. Po pierwsze nasza gra w pierwszym spotkaniu. Po drugie zachowanie Barcelony. Ktoś oświecony wymyślił te koszulki z napisem: "Wyjdziemy ze skóry, tworzymy historię odrabiania strat". Wtedy zrozumieliśmy, że Barcelona ma problemy i zrobi wszystko, żeby wygrać spotkanie.

Nerazzurri w środowy wieczór rzeczywiście przegrali na Camp Nou, ale dzięki zaliczce z pierwszego meczu awansowali do finału. - Mecz rozpoczęliśmy tak, jak tego oczekiwałem, ale kiedy zostaliśmy na boisku w dziesięciu, nasze szanse na stworzenie zagrożenia pod bramką Barcy stopniały do zera. Gdybyśmy byli zespołem niezorganizowanym, bez charakteru, przegralibyśmy 0:3, 0:4, ale my poradziliśmy sobie bardzo dobrze. W tym momencie nie pomyślałem, że zdejmę napastnika, bo Eto'o i Milito grali bardzo dobrze, poświęcali się grze obronnej. To najpiękniejsza porażka w moim życiu, ale moi piłkarze zasłużyli na remis 0:0 - stwierdził Mourinho.

Patrząc na posiadanie piłki, można przecierać oczy ze zdumienia. Barcelona 88 proc. - Inter 12. - My nie chcieliśmy tej piłki, podarowaliśmy im ją. Oni byli szczęśliwi, że ją mają, a my zamknęliśmy im przestrzeń - ironizował Portugalczyk. - To był epicki wieczór. Nasze wnuki za 40 lat będą słyszały historię o bohaterach Interu.

Szkoleniowiec Nerazzurri podziękował także... włoskim arbitrom. - Kocham pracować w Interze, ale nie podoba mi się wiele rzeczy we Włoszech. Muszę jednak komuś podziękować. Dzisiaj udowodniliśmy, że potrafimy grać w dziesiątkę, bo w lidze włoskiej często musimy sobie radzić w osłabieniu - wyjaśnił.

Mourinho zapewnił, że nigdy nie zasiądzie na ławce trenerskiej Katalończyków. - Tylko głupiec nie chciałby prowadzić Barcelony, a ja głupcem nie jestem. Ale też tylko głupiec może myśleć, że ta nienawiść do mnie może się zamienić w miłość. Dlatego twierdzę, że praca w Barcelonie jest dla mnie niemożliwa. Zakończę moją karierę nie prowadząc Barcelony. Jest jednak pewien plus tego wszystkiego. Teraz Figo może tutaj spokojnie przyjechać, bo najbardziej nienawidzą mnie - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×