Jacek Grembocki: Gramy o życie

Znicz Pruszków od dłuższego czasu zajmuje miejsce w strefie spadkowej, ale wciąż ma szansę na utrzymanie. Na pięć kolejek przed końcem sezonu drużyna z Mazowsza traci do bezpiecznej strefy cztery punkty.

W środę Znicz zremisował na wyjeździe z Motorem 1:1. Fatalny stan murawy w Lublinie utrudniał konstruowanie akcji, co nie mogło przejść bez echa. - Na te warunki, które tu są, uśmiechnę się tylko z politowaniem - przyznaje Jacek Grembocki. - Jeżeli mój piłkarz - Chałas jest warty 1,5 miliona i skręciłby sobie nogę to trzeba liczyć się z tym, jeżeli byłaby to wina boiska, że mój klub mógłby żądać odszkodowania - dodaje zdenerwowany trener.

Mimo trudnych warunków pruszkowianie prowadzili do 86. minuty 1:0. Wówczas Joao Carlos strzałem, a właściwie wybiciem piłki przed siebie z własnej połowy zaskoczył Adriana Bieńka. - Dawno Motor nie miał tyle szczęścia. Bramka była kuriozalna. Tylko mogę współczuć bramkarzowi, bo zrobią z niego winnego, a on tak do końca nie wiedział co się stało, bo na tych wilczych dołach piłka tak skacze - pociesza ekipę Znicza Bogusław Baniak, szkoleniowiec Motoru.

W końcówce rozgrywek pruszkowski zespół czekają mecze jeszcze m.in. z ŁKS i Widzewem Łódź. Stoi więc przed nim niezwykle trudne zadanie, gdyż pozostałe drużyny broniące się przed spadkiem również nie poddają się. - Gramy o życie. Jak spadnę z Zniczem, to długo mogę nie mieć dobrej pracy - zauważa Grembocki.

Komentarze (0)