Pechowiec "Teresa"

Stoper Stalówki, Daniel Treściński był bodajże największym pechowcem niedzielnego starcia stalowowolskiej drużyny z Górnikiem Zabrze. Doświadczony obrońca miał udział przy wszystkich trzech bramkach, jakie stracili goście przy Roosevelta, a kiepski występ przypłacił na dodatek kontuzją, która może wyeliminować go z gry na kilka kolejek.

Nie będzie miło swojego powrotu na Śląsk wspominał obrońca Stalówki, Daniel Treściński. Doświadczony stoper outsidera tabeli zaplecza ekstraklasy, który w swojej karierze występował przez lata m.in. w Zagłębiu Sosnowiec i GKS-ie Katowice w niedzielę wybiegł na murawę stadionu przy Roosevelta w barwach Stali Stalowa Wola i miał udział przy wszystkich trzech bramkach straconych przez drużynę spod Podkarpacia tego wieczora.

W 42. minucie popularny "Teresa" popełnił błąd w kryciu i pozwolił ograć się jak junior napastnikowi zabrzan, Przemysławowi Pitremu, w końcowej fazie akcji próbując ratować sytuację rozpaczliwym wślizgiem. Jak się okazało była to fatalna decyzja obrońcy Stali, bowiem po strzale Pitrego futbolówka odbiła się od jego nogi i rykoszetem wpadła tuż pod porzeczkę bramki gości. Jest wielce prawdopodobne, że gdyby Treściński w tej sytuacji zaniechał interwencji piłkę bez problemów złapałby golkiper Stali, Paweł Zarzycki.

W minucie 53. doświadczony gracz zielono-czarnych zbyt krótko zagrywał piłkę do bramkarza. Ta ponownie padła łupem Pitrego, który wyszedł w sytuacji sam na sam z Zarzyckim. Początkowo golkiper Stalówki zdołał zatrzymać szarżę napastnika Górnika, ale przy dobitce Adriana Świątka był już bezradny. Na tym jednak nie koniec popisu nieporadności 32-letniego obrońcy stalowowolan. Dwie minuty później Treściński nie zdołał bowiem wybić poza pole karne piłki po rzucie wolnym wykonywanym przez Adama Banasia, a ta obiła się od słupka i wpadła pod nogi Marcina Wodeckiego, który ustalił wynik spotkania.

Nic więc dziwnego w tym, że trener Janusz Białek wkrótce po trzeciej bramce dla Górnika nie wytrzymał i postanowił ściągnąć Treścińskiego z boiska w jego miejsce wprowadzając Marka Drozda. Schodzący po końcowym gwizdku do szatni "Teresa" nie był zbyt rozmowny. - Co tu dużo gadać? Przegraliśmy mecz i ciężko w naszej grze ciężko dopatrywać się dobrych stron - uciął stoper Stalówki. W obronę antybohatera Stalówki wziął z kolei ten, który zastąpił go na boisku. - Daniel w trakcie meczu złapał kontuzję i to z pewnością wpłynęło na to, że ten mecz mu nie wyszedł. Nikt nie ma jednak do niego pretensji. Jesteśmy drużyną. Razem wygrywamy i razem przegrywamy - wyjaśnił Drozd.

Komentarze (0)