Jeżeli nie ma wyników, musi być "wietrzenie" szatni - rozmowa z Cezarym Kuleszą, prezesem Jagiellonii Białystok

Jagiellonia Białystok w minionym sezonie dokonała nie lada sztuki. Żółto-czerwoni między innymi dzięki przemyślanej polityce transferowej potrafili wygrzebać się z bagna korupcyjnego, a na deser dołożyli Puchar Polski. O minionych miesiącach, a także przyszłości rozmawiamy z jednym z architektów Jagi, mózgiem od transferów - prezesem Cezarym Kuleszą.

Tomasz Kozioł: Czyj to był pomysł i kiedy się narodził, aby to właśnie pan objął stery w Jagiellonii?

Cezary Kulesza: Ciężko mówić tutaj o czyimś pomyśle. Po prostu doszli nowi akcjonariusze i wzięliśmy sprawy w swoje ręce.

Pana poprzednik, Ireneusz Trąbiński, odchodząc powiedział, że zastał Jagiellonię drewnianą, a opuszcza murowaną. Czy rzeczywiście tak "różowy" klub otrzymał pan w spadku?

- To są tylko słowa, a słowa każdy może wypowiadać. Wiadomo, że pieniędzy w kasie klubu zbyt wiele nie ma.

Przed sezonem niewielu, oprócz kibiców Jagiellonii, wierzyło w sukces białostoczan. A pan spodziewał się, że klub z tak mocnym przytupem zakończy rozgrywki?

- Priorytetem było utrzymanie w ekstraklasie. Ujemne punkty cieszyły tylko przeciwników, nie nas. Każda z drużyn myślała: "mamy jednego spadkowicza, jest nim Jagiellonia. Tylko jeszcze jednego trzeba znaleźć. Szanse na utrzymanie w takim wypadku mamy większe". Po czterech jesiennych spotkaniach odrobiliśmy jednak dziesięć oczek i tym samym zaczęliśmy od zera. Później już bardzo szybko szło nam zbieranie kolejnych punktów. Chwała za to dla całej drużyny, która grała pod ciągłą presją. Przed niektórymi meczami, chociażby z Piastem Gliwice, mówiło się, że walczymy nie o trzy, a o sześć oczek. Ciśnienie było dosyć duże, ale chłopcy spisali się wyśmienicie. Przy okazji zdobyliśmy Puchar Polski - jest to coś pięknego dla Białegostoku i kibiców, bo mamy europejskie puchary.

Co czuł Cezary Kulesza, gdy 22 maja w Bydgoszczy unosił Puchar Polski?

- Radość, ogromną radość. Nikt w Jagiellonii nie myślał nawet, aby wywalczyć to trofeum. My skupialiśmy się przede wszystkim na utrzymaniu. Gdybym miał wybierać czy chcę Puchar Polski, czy ekstraklasę, to na pewno wybrałbym opcję drugą.

Euforia po największym sukcesie w dziejach klubu już opadła. Teraz czas na nowe wyzwania. Jakie cele drużyna będzie musiała zrealizować w najbliższych miesiącach?

- Nie jest jeszcze to ściśle ustalone, ponieważ nie wiemy kto przyjdzie, a kto odejdzie.

Europejskie puchary już niedługo. Jakiego rywala pan sobie życzy?

- Najlepszy byłby taki, którego byśmy ograli. My się cieszymy już z samej możliwości gry w Europie. Zawodnicy na pewno będą walczyć ze wszystkich sił i nie położą się na boisku.

O ile pierwszy zespół spisał się bez zarzutu, o tyle drużyna z Młodej Ekstraklasy kompromitowała się niemal na każdym kroku. W roli trenerów nie poradzili sobie ani Henryk Mojsa, ani Dariusz Bayer. A czy Maciej Rumak podoła zadaniu?

- Chcieliśmy, aby ktoś spoza regionu zaopiekował się Młodą Jagiellonią. Wybraliśmy trenera Rumaka. Dajmy mu poprowadzić drużynę, a dopiero później ocenimy jak mu poszło. Często słyszę, że błędem była rezygnacja ze Sławomira Kopczewskiego i zatrudnienie Mojsy, a następnie Bayera. Uciąłbym w tym miejscu rozmowę, twierdząc jedną rzecz. W tym sezonie Młoda Jagiellonia straciła aż 66 bramek, najwięcej w Młodej Ekstraklasie, jednak nie było w obronie Thiago Cionka czy Marcina Pacana, którzy sezon wcześniej trzymali w ryzach całą defensywę. Drugą sprawą jest, że w sezonie 2008/09 więcej zawodników było branych z zespołu Michała Probierza do drużyny Sławka Kopczewskiego. Trzecim elementem była obniżka formy Michała Fidziukiewicza, który stracił skuteczność. To jest jednak młody chłopak, który jeszcze się obudzi i będzie strzelał mnóstwo bramek.

Gdyby jednak wszystko było w porządku, to nie byłoby zmian trenerów.

- Jeżeli nie ma wyników, to muszą być zmiany. Albo wymieniać zawodników, albo szkoleniowca. Musi być "wietrzenie" szatni i nie można dłużej tego ciągnąć.

Jest pan mózgiem od sprowadzania piłkarzy do Jagiellonii. Pana wynalazki to między innymi Kamil Grosicki, Tomasz Frankowski oraz Bruno. To prawda, że jak podawała jedna z gazet musiał się pan mocno napracować, aby przekonać trenera Michała Probierza do tych chłopaków?

- Piszą bzdury... Wszystkie decyzje były konsultowane z Probierzem. Wymieniona trójka swoją postawą odwdzięczyła się za transfer do Jagiellonii. Kamil przed przyjściem do Białegostoku przez siedem miesięcy nie grał w piłkę, a u nas się odbudował.

Którego transferu żałuje pan najbardziej, że nie doszedł do skutku, a z którego się cieszy, że właśnie doszedł?

- Szkoda, że nie udało się sfinalizować kupna Roberta Lewandowskiego. Wszystko miałem już dograne i dopracowane, dopóki nie ogłosili degradacji Jagiellonii. Ciężko było wówczas pozyskać piłkarzy do Jagiellonii, gdyż każdy bał się spadku. Dzisiaj jest inaczej. Wielu zawodników chce grać u nas, bo od nowego sezonu zaczynamy od zera, mamy europejskie puchary, dobrego trenera, znakomitych kibiców - same plusy. Udany był transfer Roberta Szczota, bo najwięcej się przy nim napracowałem. Ile ja musiałem telefonów wykonać, aby go przekonać do Jagiellonii. Mariusz Piekarski (menedżer - red.) powiedział: "rozmawiaj z nim sam, ja odpuszczam, bo chłopak na pewno nie przyjdzie". Cały czas Szczota namawiałem, aż w końcu go przekonałem i pół roku później Jagiellonia zarobiła na nim duże pieniądze.

Ostatnio w mediach głośno było o odejściu Bruno do Polonii Warszawa oraz Kamila Grosickiego do Sibiru Nowosybirsk. Obecnie w tym temacie panuje cisza. Zostaną oni, czy odejdą z Jagiellonii?

- Jeżeli pojawi się zadowalająca oferta za Grosickiego, to go sprzedamy. Jeżeli nie, zostanie u nas. Kamil ma jeszcze przez dwa lata ważny kontrakt z Jagiellonią. Odnośnie Bruno, jesteśmy dogadani z Polonią. W poniedziałek z Warszawy miał wrócić fax potwierdzający transfer, ale nie przyszedł. Z tego, co słyszałem, to Polonia dla Mariusza Piekarskiego powiedziała, że jeżeli będą mieli Dawida Nowaka z GKS Bełchatów, to wezmą również Bruno. Jeżeli Nowaka nie pozyskają, to Bruno też nie (Piekarski jest menedżerem obu piłkarzy - red.). Ja bynajmniej już nie dzwonię do Polonii, bo to nie ma sensu. Gdy będą chcieli pozyskać Brazylijczyka, to mają telefony i zadzwonią.

Kto w takim razie na pewno opuści Jagiellonię?

- Na razie odszedł Dariusz Jarecki, z którym nie przedłużyliśmy kontraktu. Na wypożyczenie pójdą Andrzej Niewulis, Michał Renusz, Michał Fidziukiewicz, Bartłomiej Niedziela, Jacek Falkowski oraz Michał Twardowski. Krzysztof Hus wróci do nas ze Stali Rzeszów i rozpocznie treningi z pierwszym zespołem. Zobaczymy jak będzie się prezentował w okresie przygotowawczym. Z Vahanem Gevorgyanem natomiast rozwiązaliśmy już kontrakt.

A transfery do klubu? Ile ich będzie? Szykujecie jakieś hity?

- Wszystko będzie zależeć od sytuacji z Bruno i Grosickim. Jeżeli zostaną, to nie będziemy brać nowych zawodników.

Istnieje szansa, że napastnik Arki Gdynia Joel Tshibamba zagra w Jagiellonii?

- Suma odstępnego za zawodnika wynosi 250 tysięcy euro. A czy u nas zagra? Ciężko mi na tę chwilę powiedzieć. Nie mamy na razie takich pieniędzy, aby go pozyskać.

I na koniec pytanie z innej beczki. W piątek zaczynają się mistrzostwa świata. Kto zostanie najlepszą drużyną globu?

- Ciężkie pytanie. Wszyscy stawiają na najlepszych. Uniknę jednak tej odpowiedzi, bo jest to turniejowa gra i wszystko może się zdarzyć.

Komentarze (0)