Szkoleniowiec Zielonych był rozgoryczony postawą zespołu w ostatnim meczu. - Tuż po tym jak udało nam się objąć prowadzenie, nastąpiło kompletne załamanie. Graliśmy na poziomie B-klasy, sami stwarzaliśmy sytuacje rywalom. Do tego sprokurowaliśmy rzut wolny, po którym Odra wyrównała. O drugiej połowie chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Goście nie zaprezentowali nic wielkiego, ale walczyli i dzięki temu elementowi udało im się zainkasować komplet punktów - ocenił Czerniawski.
Opiekun poznaniaków narzekał, że drużyna nie realizowała założeń taktycznych i z rozbrajającą szczerością przyznał, iż mimo sporej aktywności na ławce, był bezsilny. Takie stwierdzenie jest dość niepokojące. Być może zatem w ekipie Warty relacje trenera z zawodnikami nie wyglądają tak jak powinny? To pytanie mocno zirytowało Czerniawskiego. Szkoleniowiec podobnie zareagował w momencie, gdy indagowano go o brak postępu w grze w stosunku do poprzedniego spotkania. Obserwując sobotnią potyczkę, można było odnieść wrażenie, że Zieloni zaprezentowali się zdecydowanie słabiej niż przeciwko beniaminkowi z Niecieczy. - Te mecze dzieli tylko tydzień - odparł trener Warty, sugerując jednocześnie, że pytanie o brak postępu w grze było śmieszne.
Po dwóch kolejkach ekipa ze stolicy Wielkopolski balansuje na granicy strefy spadkowej, tymczasem przed sezonem prezes klubu, Janusz Urbaniak zapowiedział, że jeśli w pierwszej fazie rozgrywek nie będzie dobrych wyników, to dojdzie do zmiany na stanowisku trenera.
Najbliższą okazję do poprawienia minorowych nastrojów poznaniacy będą mieli w piątek, gdy zmierzą się na wyjeździe z GKS Katowice. Osiągnięcie na Górnym Śląsku korzystnego rezultatu jest ważne nie tylko w kontekście uratowania posady przez Czerniawskiego, ale także dlatego, że przy ewentualnej porażce frekwencja na kolejnym meczu w Poznaniu (z ŁKS Łódź) może być wyjątkowo mizerna.