Piłkarzom obu ekip przyszło rozgrywać to spotkanie w trudnych warunkach. Przez całą sobotę nad Bielskiem-Białą wisiały gęste chmury, z których siąpił deszcz. Murawa chłonęła wodę jak gąbka, więc wiadome było, że o precyzyjnej grze nie może być mowy.
Pierwszy kwadrans spotkania nie dostarczył kibicom, którzy do ostatniego miejsca wypełnili stadion miejski w Bielsku-Białej, zbyt wielu emocji. Dopiero w 15. minucie gospodarze pokusili się o dobry atak. Lewą stroną boiska przedarł się świetnym rajdem Piotr Malinowski. Skrzydłowy Górali dograł piłkę do Macieja Rogalskiego, lecz ten znajdując się na dobrej pozycji przestrzelił. Kilka minut później pierwsze ostrzeżenie oddali goście z Łodzi. Bartosz Romańczuk zakończył strzałem z ostrego kąta szybki kontratak łodzian, jednak na posterunku stał dobrze ustawiony golkiper Podbeskidzia Richard Zajac.
W 24. minucie bielskie trybuny mogły dać upust swoim emocjom. Wszystko za sprawą bramki, która okazała się tego dnia jedyną zdobyczą Podbeskidzia. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w polu karnym ŁKS-u mocno się zakotłowało. Kilka prób oddania strzału zakończyło się celnym trafieniem Adama Cieślińskiego. Bramka zdobyta przez Górali dodała wiatru w żagle jednostce z Podbeskidzia. Swoje sytuacje mieli Robert Demjan i Dariusz Łatka, jednak jak w przypadku tego pierwszego albo brakowało skuteczności, albo jak w przypadku drugiego piłka zatrzymywała się na słupku.
Po zmianie stron mecz przybrał innego oblicza. Łodzianie zaczęli gonić wynik i zespół ŁKS-u częściej posiadał piłkę. Już w 48. minucie Marcin Mięciel huknął dość ekwilibrystycznie z woleja, a bramce Podbeskidzia musiał się nagimnastykować słowacki golkiper. Goście z Łodzi chwilę później mieli dwie doskonałe szanse do wyrównania, bowiem sędzia podyktował dwa rzuty wolne z niemalże szesnastego metra od bramki Podbeskidzia, lecz celowniki etatowych strzelców ŁKS-u były na tyle rozregulowane, że bramkarz Górali nie musiał nawet interweniować.
W 66. minucie bielszczanie stworzyli sobie najgroźniejszą sytuację. Po rzucie wolnym wykonywanym przez Macieja Rogalskiego piłka spadła prosto na głowę Bartłomieja Koniecznego. Gdy wydawało się, że futbolówka zatańczy już w siatce łodzian na wyżyny wspiął się Bogusław Wyparło i w sobie tylko wiadomy sposób wybił piłkę na rzut rożny.
Cenny czas leciał, a bielszczanie coraz częściej przeciągali grę, chcąc utrzymać rezultat do końca spotkania. Ten zwyczaj czasem mści się na piłkarzach i podobnie było w Bielsku-Białej. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry goście wykonywali rzut wolny. Precyzyjnie dograna piłka przez Bartosza Romańczuka wpadła na głowę Marcina Mięciela i popularny Miętowy szczęśliwie dla gości ustalił wynik spotkania na 1:1.
Podbeskidzie Bielsko-Biała - ŁKS Łódź 1:1 (1:0)
1:0 - Cieśliński 24'
1:1 - Mięciel 90'
Składy:
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Zajac - Cienciała, Broniewicz, Konieczny, Osiński, Malinowski (65' Ziajka), Łatka (83' Matusiak), Koman, Rogalski, Demjan, Cieśliński (80' Patejuk).
ŁKS Łódź: Wyparło - Gieraga, Adamski (35' Klepczarek), Łabędzki, Woźniczka, Smoliński (74' Golański), Kłus, Mączyński, Romańczuk, Seweryn (46' Kujawa), Mięciel.
Żółte kartki: Konieczny, Rogalski, Łatka (Podbeskidzie) oraz Gieraga, Kłus (ŁKS).
Sędzia: Marcin Szrek (Kielce).
Widzów: 3400.