Jacek Zieliński: Mamy grupę śmierci - możemy w niej rozgrywać mecze życia

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po remisie z Juventusem Turyn nastroje w ekipie poznańskiego Lecha nie mogą być złe. Na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Kolejorza Jacek Zieliński długo odpowiadał na pytania dziennikarzy.

W tym artykule dowiesz się o:

W Turynie Kolejorz prowadził już 2:0, by później dać sobie strzelić trzy gole. Ostatecznie jednak w końcówce spotkania bramkę na wagę jednego punktu zdobył Artjoms Rudnevs. Wydaje się, że w golach straconych przez Kolejorza udział miał golkiper mistrzów Polski, Krzysztof Kotorowski. - Nie przesadzajmy, że w tym momencie będziemy winić Kotora (Krzysztof Kotorowski - dop.red). Przy pierwszym golu wrzuconą piłkę, zamieszanie i futbolówkę w siatce. Na pewno przy każdej bramce każdy może lepiej zareagować. Przy drugiej bramce Kotor ma na pewno jakiś swój współudział, bo wyszedł, minął się z dośrodkowaniem. Przy trzeciej bramce - wybaczcie państwo, taki strzał jaki oddał Del Piero to daj Boże zdrowie. Nie grzebmy w trupach, bo Krzysiek Kotorowski oprócz tego, że puścił trzy bramki również bronił dobrze w wielu sytuacjach i też wniósł wkład w ten remis. Absolutnie nie mam zamiaru na gorąco szukać żadnych winnych. Spokojnie ten mecz sobie przeanalizujemy. Straciliśmy trzy bramki, trzy strzeliliśmy - bronił swojego zawodnika Jacek Zieliński.

Komplementował on także łotewskiego napastnika. - Na razie Artjmos idzie świetnie do przodu. Rozwija się harmonijnie. Jest to napastnik, które nie ukrywam, potrzebowaliśmy. Szkoda tylko, że dotarł do nas tak późno. To mogę teraz powiedzieć - oznajmił trener Kolejorza.

Nie zabrakło także pytań dotyczących otoczki meczu ze Starą Damą. - Nie ukrywam, że na takie mecze jak ten z Juventusem rzeczywiście czasami czeka się całe życie. Szczególnie dla nas trenerów, piłkarzy z Polski czy z tych krajów, które do tej pory tą wielką piłkę oglądały na ekranach telewizorów. Taki mecz rzeczywiście był spełnieniem marzeń, ale to miało miejsce tylko przed pierwszym gwizdkiem. W trakcie gry już na boisku okazało się, że w wielu elementach nie ustępujemy Juventusowi. Ta gra się rzeczywiście układała po naszej myśli - mówił Zieliński.

Spotkaniu towarzyszyły spore emocje, a wynik często ulegał zmianie. Kibice obejrzeli aż sześć goli. - Można powiedzieć, że byliśmy już w piekle. Mam Artjomsa, graliśmy do końca ofensywnie, graliśmy do końca o wynik. Te nastroje się zmieniały. Nie było nawet czasu myśleć co się dzieję, bo to wszystko szybko tak się toczyło. Teraz można powiedzieć, że jesteśmy bardzo zadowoleni, bo wywozimy z Turynu punkt - zaznaczył opiekun mistrzów Polski.

Sporo zamieszania w polu karnym Kolejorza było zwłaszcza po stałych fragmentach gry. - Przed meczem powiedziałem zawodnikom, że my się możemy obawiać Juventusu w dwóch sytuacjach - stałe fragmenty gry i Del Piero. Okazuje się, że w ogóle się nie pomyliśmy. To jest w tej chwili numer popisowy Juventusu. Oni średnią wzrostu mają w granicach 1,85 centymetrów. My mamy dwóch zawodników powyżej tej granicy. Zastrzelić ich nie mogliśmy, więc podjęliśmy walkę. Okazuje się, że przegraliśmy tą walkę w powietrzu. Liczyliśmy, że będzie ciężko przy stałych fragmentów gry - wyjaśnił szkoleniowiec.

Po spotkaniu grę Lecha docenił także szkoleniowiec Juventusu, Luigi Del Neri. - Del Neri podszedł i pogratulował nam świetnego występu. Tak to określił. Myślę, że z ust takiego fachowca to jest największy komplement - wyjawił polskim i włoskim dziennikarzom Jacek Zieliński.

Szkoleniowiec przyznał także, że to spotkanie to ogromna ilość materiału do przemyśleń i nauki: - Twierdzę, że tego typu mecze to są uniwersytetu XXI wieku dla zawodników. Tego nam nie zastąpi rok ligi. Te spotkania raz, że budują mentalność zawodników, budują ich umiejętności, wizerunek. Oni się przekonują to są ci sami ludzie. Grają w lepszej lidze, za lepsze pieniądze, ale ich też można ograć i przejść. To lekcja nieoceniona i z należałoby z niej wyciągnąć wnioski. To będziemy chcieli zrobić.

- Punkt zdobyty w Turynie nie będzie nic znaczył jak go nie poprawimy w następnych meczach. W dalszym ciągu twierdzę, że mamy grupę śmierci. My możemy w niej rozgrywać natomiast mecze życia. To jest najbardziej optymistyczne - zakończył trener, którego wychodzącego z sali konferencyjnej pożegnano oklaskami.

Z Turynu, Artur Długosz.

Źródło artykułu: