Prawie miesięczna przerwa, piękna pogoda oraz rodzinny festyn dla najmłodszych zorganizowany na terenie Narodowego Stadionu Rugby sprawił, że ponad 2,5 tysięczna rzesza fanów zobaczyła w Gdyni bardzo dobre i emocjonujące widowisko, w tym piękne gole i mnóstwo podbramkowych sytuacji z obu stron. Mecz momentami przypominał spotkanie z wyższej klasy rozgrywkowej. - Poziom drugiej ligi w tym sezonie jest wyraźnie wyższy. Dawno nie widziałem tak dobrego meczu w drugiej lidze. Nie spodziewałem się, że GKS zagra tak dobrze i podniesie nam tak wysoko poprzeczkę wymagań. - stwierdził po meczu trener gospodarzy Piotr Rzepka.
Spotkanie idealnie ułożyło się dla gości ze Śląska, którzy zaatakowali z animuszem i bez respektu dla gospodarzy. W 10 minucie cudownym strzałem w "okienko" z rzutu wolnego, tuż zza pola karnego popisał się Hubert Jaromin i zasłonięty Marcin Matysiak musiał po raz pierwszy w tym sezonie wyciągać futbolówkę z własnej bramki w Gdyni. Biało-niebiescy mogli momentalnie wyrównać ale w sytuacji sam na sam Jakub Kaszuba trafił tylko w zewnętrzną część słupka bramki GKS-u.
Tyszanie tymczasem poszli za ciosem, a spore zamieszanie w szeregach Bałtyku siali szybcy napastnicy gości: Krzysztof Bizacki i Krzysztof Zaremba. Tylko własnej nieskuteczności i szczęściu gospodarzy, GKS zawdzięczał brak podwyższenia prowadzenia. Swoje szanse zmarnował Bizacki, a raz gospodarzy uratowała ofiarna interwencja Dawida Łozińskiego, który zablokował na poprzeczkę strzał napastnika z Tychów.
Po pół godzinie gry wreszcie obudzili się gospodarze, co szybko udokumentowali wyrównującym golem. Była to kopia sytuacji dla gości, tylko tym razem odległość była nieco większa, a egzekutorem rzutu wolnego i strzelcem wyrównującej bramki został Michał Michałek. Od tego momentu mieliśmy wyrównane widowisko, a akcje zmieniały się jak w kalejdoskopie. Dość powiedzieć, że tylko w jednej akcji gospodarze zaliczyli słupek a następnie poprzeczkę po dobitce wcześniejszego strzału.
Na drugą połowę Bałtyk wyszedł z jedną zmianą. Przeciętnie spisującego się Łozińskiego zastąpił Wojciech Musała i przemeblowaniu uległa linia defensywna gospodarzy - Paweł Król z lewej strony zszedł do środka, a Michał Benkowski przesunął się z pozycji stopera na na prawą obronę. Również w pomocy skrzydłowi wymienili się pozycjami. Te roszady w wykonaniu trenera Rzepki dały wymierny efekt w postaci bardziej poukładanej gry obronnej oraz skutecznych ataków w ofensywie.
Pierwsze okazje dla Bałtyku mieli Michałek i Wojciech Trochim ale bramka padła po kolejnej zmianie zawodników w szeregach gospodarzy. Na placu gry zameldował się utalentowany Karol Szostek, a chwilę potem w wielkim zamieszaniu podbramkowym w polu karnym GKS, piłkę do bramki wepchnął Benkowski. Tyszanie próbowali walczyć i mieli swoje okazje m.in.: Damian Furczyk strzelił tuz obok słupka, a Zaremba nie trafił do siatki z 3 metrów!
Niewykorzystane okazje lubią się zemścić i tak właśnie stało się w Gdyni. W 75 minucie pokazowy kontratak wyprowadzili gospodarze. Po dokładnym, długim podaniu ze środkowej strefy boiska, wprowadzonego wcześniej Jakuba Kawy, w sytuacji sam na sam z bramkarzem gości znalazł się powracający w szeregi Bałtyku Kaszuba i plasowanym strzałem przy słupku nie dał szans Dominikowi Kisielowi.
W tym momencie losy spotkania zostały rozstrzygnięte. Co prawda ambitni Ślązacy próbowali jeszcze walczyć, ale bez specjalnej wiary w powodzenie swoich zamierzeń. Trener gości Adam Nocoń długo zwlekał ze zmianami w swojej drużynie. Do końca spotkanie gospodarze kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku odnosząc cenne i zasłużone zwycięstwo, które ponownie wywindowało ich na pozycje wicelidera tabeli.
- Było to bardzo dobre i emocjonujące widowisko, toczone w szybkim tempie. Zdobyliśmy niezmiernie ważne 3 punkty. Nie spodziewałem się, że GKS Tychy rozegra tak dobre spotkanie. Jest to bardzo dobrze poustawiany taktycznie i niezwykle doświadczony zespół. Chciałem pochwalić swoją drużynę za zaangażowanie, odporność psychiczną i wiarę do końca. Takie spotkania wzmacniają drużynę - podsumował po meczu trener Rzepka.
Bałtyk Gdynia - GKS Tychy 2:1 (1:1)
0:1 - Jaromin 10'
1:1 - Michałek 31'
2:1 - Benkowski 58’
3:1 – Kaszuba 75’
Składy:
Bałtyk Gdynia: Matysiak - Król, Benkowski, Kiciński, Łoziński (46’ Musuła) - Michałek (67’ Kawa), Trochim, Granosik, Lilo - Kaszuba, Malicki (57’ Szostek).
GKS Tychy: Kisiel - Łopuch (80’ Dębowski), Masternak, Kopczyk, Odrobiński - Jaromin, Furczyk (90’ Kruczek), Babiarz (71’ Lesik), Feruga - Bizacki, Zaremba.
Żółte kartki: Benkowski (Bałtyk) oraz Zaremba i Babiarz (GKS).
Sędzia: Łukasz Bednarek (Koszalin).
Widzów: 2,5 tys. ( w tym ok. 120 GKS).
Oceny drużyn:
Bałtyk Gdynia: 4,5 - Gospodarze po raz kolejny zagrali szybkie i emocjonująco spotkanie. Pomimo utraty bramki - z nawiązką odrobili straty. Kadłuby dysponują dużą siłą ofensywną i wartościowymi zmiennikami. Tym razem trochę gorzej zagrali w obronie, co było pokłosiem pauzującego kapitana Martyniuka.
GKS Tychy: 3,0 - Początek meczu, wymarzony dla gości i gdyby potem wykorzystali choć cześć dogodnych sytuacji, mogli sprawić nie lada niespodziankę w Gdyni. Niestety w drugiej połowie górę wzięła młodzieńcza fantazja i ofensywne atuty gospodarzy. Tyszanie zagrali naprawdę dobre spotkanie ale było to za mało na bardzo dobrze dysponowany Bałtyk.