Marcin Frączak: Wszystkie kluby ekstraklasy za 2009 rok wygenerowały przychód w wysokości nieco ponad 320 mln złotych. Podobny był za 2008 rok. Wiele osób powie, że to stagnacja!
Andrzej Rusko : Ja się w żaden sposób nie mogę z tym zgodzić. To, że przychody zostały utrzymane na podobnym poziomie, to sukces klubów. W 2009 roku przecież wiele klubów budowało stadiony. Zespoły rozgrywały mecze na obiektach mogących pomieścić mniej kibiców, na tzw. stadionach zastępczych, jak choćby Cracovia, czy Wisła. Wiele meczów było rozgrywanych na stadionach, które były w trakcie budowy. Ilość kibiców, która oglądała mecze, nie odpowiadała więc faktycznej ilości chętnych. Ostatnie dwa lata, to były lata kryzysowe. Utrzymanie dochodów reklamowych na takim samym poziomie było dużą sztuką. Poza tym mieliśmy zmiany w ustawie hazardowej. Bukmacherskie firmy nie mogą się reklamować, a co za tym idzie kluby straciły z tego tytułu sporo pieniędzy. Utrzymanie więc w 2009 roku przychodów na niezmienionym poziomie, to był sukces klubów.
Szacuje się, że kluby ekstraklasy, z tytułu, że nie mogę reklamować się firmy bukmacherskie, straciły od 30 do 40 mln złotych. W innych krajach, które mają ligi na zdecydowanie wyższym poziomie nikogo nie kłuje w oczy to, że na koszulkach pojawia się bukmacher. Tak jest choćby z Juventusem Turyn, do którego potęgi naszym klubom bardzo daleko! Co ekstraklasa robi w tym kierunku, aby to zmienić?
- Taka decyzja została podjęta poza ekstraklasą, na znacznie wyższym poziomie. Ekstraklasa pokazuje straty jakie polski sport poniósł w wyniku zakazu reklamowania się firm bukmacherskich. Próbujemy wnioskować, lobować, o podjęcie pewnych zmian legislacyjnych, aby znaleźć sposób na przypływ dodatkowych pieniędzy do polskiego sportu.
Niedawno narodził się pomysł, aby mecze ekstraklasy były rozgrywane w poniedziałki. Jak może to wpłynąć na dochody klubów?
- To może przyczynić się do wzrostu. Podkreślam, że to jest tylko projekt, a nie konkretna decyzja. W poniedziałki mógłby odbywać się jeden mecz. Może się okazać, że będzie się cieszył nie mniejszą frekwencją niż piątkowe. Poniedziałkowy mecz może pozwolić na uniknięcie choćby rodzinnych dylematów. Jeśli ktoś chce pojechać z rodziną na majówkę, to mecz w poniedziałek z jego punktu widzenia jest jak najbardziej wskazany.
Firma Ernst&Young sporządziła ciekawe zestawienie. Jeśli weźmie się pod uwagę m.in. wydatki klubów na zespół, to wynika z niego, że wywalczenie jednego punktu kosztuje Lecha Poznań ponad 600 tys. złotych, a Lechię Gdańsk tylko 200 tys.!
- Wszystko zależy od priorytetów, którymi kieruje się klub. Lechia Gdańsk myślała o krajowym podwórku, a Lech o budowaniu zespołu na europejskie puchary. Musiał więc sprowadzić lepszych zawodników, którzy więcej kosztowali. Lechia nie szukała aż tak dobrych piłkarzy, ale osiągała bardzo przyzwoite wyniki. Gdy w przyszłości Lechia podniesie swoje aspiracje, i będzie mierzyła też w europejskie puchary, również będzie musiała przeznaczyć więcej pieniędzy na piłkarzy. Wzrośnie więc automatycznie u niej koszt wywalczenia punktu.
Największe przychody w 2009 roku, sięgające ponad 50 mln złotych, miał Lech Poznań. Jak to się ma do naszego rynku?
- Myślę, że to już są bardzo przyzwoite przychody, ale część tych przychodów jest związana z transferowaniem zawodników. Teraz, kiedy Lech ma do dyspozycji cały stadion, który może pomieścić ponad 40 tys. kibiców, dochody z tzw. dnia meczu będą większe, a co za tym idzie dochody całkowite Lecha będą jeszcze wyższe.
Podniósł pan kwestię stadionów. Jaki wpływ na przychody, na prosperowanie klubów, może mieć to, że z obecnych klubów ekstraklasy, tylko Zagłębie Lubin jest właścicielem stadionu?
- Taka jest tendencja światowa. Większość drużyn gra na stadionach, które są własnością miasta. To nie ma jakiegoś ujemnego znaczenia, że kluby nie są ich właścicielami. Paradoksalnie można powiedzieć, że to, iż Zagłębie jest właścicielem obiektu, może stanowić kotwicę finansową dla tego klubu. Obciążenia z tytułu posiadania obiektu przecież nie są małe.
Według tendencji światowych uznaje się, że klub dobrze funkcjonuje, gdy jego jedną trzecią wpływów stanowią prawa telewizyjne, kolejną jedną trzecią wpływy z tzw. dnia meczu, a ostatnią, też jedną trzecią, dochody marketingowe. Kiedy kluby w Polsce mogą do tego dojść?
- Bardzo szybko taki wskaźnik mogą osiągnąć kluby, które będą miały dobrą infrastrukturę. Natomiast te, które mają małe stadiony, a do tego gorszą infrastrukturę, mogą mieć z tym problem.
Swego czasu mówił pan, że ogólnie około 40 procent w budżetach klubów ekstraklasy stanowią wpływy z praw telewizyjnych, a 60 procent kluby wypracowują same. Jak szybko może się zwiększyć procent wypracowanych dochodów przez kluby?
- W sezonie 2011/12 co najmniej dwanaście klubów będzie grało na nowoczesnych obiektach. Będą wzrastały więc dochody z tzw. dnia meczu, a co za tym idzie, przełoży się to na ilość pieniędzy jakie kluby same wypracują.
Dochody klubów byłyby większe, gdyby ekstraklasa miała strategicznego sponsora. Kiedy on się wreszcie pojawi!
- Nie mogę oczywiście powiedzieć, że jutro. Sygnałem, że to może wkrótce nastąpić jest fakt, że kryzys mija. Sumy przeznaczane przez firmy na reklamę wzrastają. To jest dobry prognostyk zarówno dla spółki jak i dla klubów.
Przychody klubów za 2009 rok, to nieco ponad 320 mln złotych. Kiedy wszystkie kluby ekstraklasy mogą osiągnąć miliard złotych?
- Firma Ernst&Young szacuje, że może to nastąpić w 2015 roku.
Czołowe kluby w Polsce, a więc Legia Warszawa, czy Wisła Kraków zadłużają się w stosunku do swoich właścicieli. Oczywiście trudno spodziewać się, aby właściciel zarządzał nagle spłaty, bo choćby Bogusław Cupiał inwestuje w Wisłę już kilkanaście lat. Tak nagle mu raczej nie przejdzie. Teoretycznie jednak coś takiego jest możliwe!
- W biznesie jest tak, że najpierw trzeba inwestować, żeby później zebrać określone profity. Wartość marki, firmy wzrasta, więc nie widzę tutaj jakiegokolwiek zagrożenia.