Wszyscy tracą cierpliwość - rozmowa z Marcinem Kikutem, obrońcą Lecha Poznań

Osiem punktów w ośmiu meczach - tak mizernego dorobku w wykonaniu Lecha nie spodziewał się nikt. Poznaniacy doznali ostatnio trzech porażek z rzędu, a po spotkaniu z KGHM Zagłębiem Lubin zostali wygwizdani przez kibiców. Dlaczego mistrz Polski wpadł w taki marazm? Na to i inne pytania odpowiedział portalowi SportoweFakty.pl Marcin Kikut.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

Szymon Mierzyński: Rozgrywki ligowe rozkręciły się na dobre, a Lech ma na koncie zaledwie osiem punktów i zajmuje trzecie miejsce od końca. Mierząc się u siebie z Zagłębiem Lubin, które do tej pory nie prezentowało nic nadzwyczajnego, nie spodziewaliście się chyba wpadki w postaci kolejnej porażki?

Marcin Kikut
: Gra była dobra tylko momentami. W każdym spotkaniu mamy okresy, kiedy idzie nam dobrze, ale to za mało. Takimi zrywami nie da się wygrywać, o czym świadczą nasze dotychczasowe wyniki. Szczerze mówiąc, dywagowanie nad przyczynami niepowodzeń robi się już męczące. Mamy olbrzymie problemy z utrzymaniem równego i wysokiego poziomu gry przez 90 minut. Gdybyśmy mimo tego mankamentu potrafili zdobywać punkty, to jeszcze dałoby się to przełknąć. Ale nie punktujemy już dość długo. Doznaliśmy trzech porażek z rzędu i można powiedzieć, że sytuacja zrobiła się fatalna.

Czy najbliższe mecze, zwłaszcza ligowe, mogą przynieść jakąś poprawę i wyjście z tego marazmu?

- Takie trudne momenty się zdarzają i właśnie wtedy wychodzi charakter drużyny. Niewątpliwie jesteśmy w dołku, ale nie możemy go pogłębiać. Przyjęliśmy ostatnio trzy poważne ciosy i znaleźliśmy się na deskach. Jednak dobry bokser potrafi odwrócić losy walki nawet po trzech liczeniach i my musimy pójść tą drogą.

Margines błędu jest już zerowy, każde kolejne niepowodzenie może sprawić, że sezon zostanie spisany na straty...

- Cierpliwość tracą kibice, włodarze, a także my sami. Wszystko teraz w naszych nogach. To my decydujemy o tym jak gra zespół i musimy za wszelką cenę się przełamać.

Nie można jednak powiedzieć, że Lech znajduje się w jakimś wielkim kryzysie. Gdyby tak było, to nie bylibyście liderem swojej grupy w Lidze Europejskiej. Czy nie jest tak, że na spotkania ekstraklasy nie potraficie się po prostu zmobilizować?

- Oczywiście jeśli będziemy oceniać Lecha przez pryzmat wszystkich meczów, to okazuje się, że aż tak wielkiej tragedii nie ma, bo w pucharach gramy naprawdę dobrze. Ale gdy przychodzi weekend i mecz ligowy, to te puchary trzeba po prostu odłożyć na bok. Nie możemy traktować ich jako parasola ochronnego i udanymi występami w Lidze Europejskiej tłumaczyć niepowodzeń na krajowym podwórku. Ta przygoda prędzej czy później się skończy, a ekstraklasa potrwa do późnej wiosny. Przecież po wywalczeniu mistrzostwa każdy oczekuje, że je obronimy.

Sezon wprawdzie nie osiągnął jeszcze półmetka, lecz w obronę tytułu chyba trudno wierzyć. Do Jagiellonii tracicie aż czternaście punktów, a to raczej nie jest drużyna, która nagle zacznie przegrywać mecz za meczem... Wiadomo, że żaden zawodnik Lecha nie powie, że mistrzostwo jest już stracone, bo tak mówić po prostu nie wypada. Ale trzeba podchodzić do sprawy realnie...

- Zgadzam się, że nasza strata do lidera jest wręcz kolosalna. W dodatku to nie jest lider z przypadku i gonienie go może okazać się niezwykle trudne. Rywalizacja w lidze potrwa jednak dość długo i absolutnie nie możemy zwątpić w możliwość osiągnięcia sukcesu. Wiem jakie panują opinie. Większość kibiców i obserwatorów nie wierzy, że obronimy tytuł. Nam tak myśleć nie wolno. Duże znaczenie będą miały najbliższe mecze. Jeśli wreszcie zaczniemy odnosić zwycięstwa, to i atmosfera się poprawi.

Patrząc w przeszłość, trudno znaleźć serię trzech porażek Lecha.

- Ja nie pamiętam takiej serii nawet z czasów, gdy grałem w Amice. To bardzo boli i podrażnia ambicję. Sami zadajemy sobie pytanie, dlaczego w lidze nie potrafimy grać tak jak w pucharach. Tego problemu nie da się niestety zdiagnozować jednym zdaniem.

Oczekiwania w Poznaniu, bez względu na rozgrywki i klasę rywala, zawsze będą duże, bo kibice płacą za bilety dość słono. W tym kontekście trudno się dziwić, że po porażce z Zagłębiem żegnały was przeraźliwe gwizdy.

- Fani są wymagający i to jest zupełnie normalne. Z tym trzeba się pogodzić, jeśli chce się grać w Lechu. Całkowicie rozumiem niezadowolenie publiczności. Zdaję sobie sprawę, że kilkadziesiąt złotych, które trzeba wydać na bilet, to dla wielu ludzi spora suma. Kibic, który przychodzi na stadion, oczekuje dobrej postawy i zwycięstwa. Nie jesteśmy drużyną środka tabeli, tylko mistrzem kraju. Wobec nas nie ma i nie będzie taryfy ulgowej.

Nie da się ukryć, że to co Lech obecnie prezentuje w lidze, nie ściągnie na trybuny tłumów...

- Zgadza się. Wszystko jest uzależnione od naszej gry. Jeśli będziemy w stanie zapewnić kibicom zadowalający występ i przede wszystkim dobry wynik, to myślę, że frekwencja będzie dopisywać bez względu na ceny biletów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×