Wojciech Szala: Sami sobie robimy smród

Po blisko dwóch miesiącach oczekiwań powtórny debiut w barwach Gieksy zaliczył w meczu z Sandecją Wojciech Szala. Doświadczony defensor katowiczan pokazał się z dobrej strony, choć przyznał, że pierwsza liga jest dla niego na razie wielką niewiadomą.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

- Muszę na nowo uczyć się gry w pierwszej lidze. Gieksa nie jest drużyną, którą rywale lekceważą. Wręcz przeciwnie, wszyscy na mecze z nami się dodatkowo motywują. Musimy być gotowi na to, że rywale w meczach z nami nastawiają się na grę z kontry i wyciągać wnioski z błędów, jakie popełnialiśmy w poprzednich spotkaniach - przestrzega doświadczony obrońca GKS-u.

Przed niemalże całą swoja karierę Wojciech Szala występował na boiskach ekstraklasy. Jeszcze rok temu walczył o miejsce w składzie Legii Warszawa, a kiedy latem wygasł kontrakt wiążący weterana ze stołecznym klubem zdecydował się na powrót do klubu z Bukowej.

- Jestem w trakcie poznawania drużyny. Nie przyglądałem się jeszcze grze każdego z chłopaków z osobna, ale widać, że każdy z nich potrafi grać w piłkę. Dziwi mnie powszechna opinia, że między ekstraklasą, a pierwszą ligą jest przepaść. O tym, że tak nie jest pokazują mecze pucharowe, kiedy pretendent przyjeżdża na boisko potencjalnie słabszej drużyny i odpada. Sam miałem wątpliwą przyjemność odpaść tak z rozgrywek z Legią, po meczu ze Stalą Sanok. Różnice między ligami jakieś są, ale nie są to przepaście w bezpośrednich meczach się zacierają - przekonuje gracz śląskiej drużyny.

W opinii doświadczonego zawodnika największą bolączką w grze Gieksy jest brak konsekwencji taktycznej, który często owocuje stratą punktów w meczach, które katowiczanie powinni bez problemu wygrać.

- Ciężko jest komentować naszą grę, kiedy kolejny mecz gramy dobrze, stwarzamy sobie sytuacje i strzelamy bramki, a potem w nasze szeregi wdziera się jakieś rozluźnienie i brak konsekwencji, w efekcie których tracimy bramki i punkty. Musimy skupić się na poprawie grze w destrukcji, bo ciężko myśleć o dobrym wyniku, kiedy bramka, dwie albo trzy w meczu padają po naszych prostych błędach. Sami sobie tym robimy smród. Kolejne spotkania muszą być w naszym wykonaniu lepsze, bo nie możemy ciągle prowadzić gry i przegrywać meczów - irytuje się 34-letni obrońca drużyny z Bukowej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×