Opór Gieksy
Kiedy prezes Janusz Filipiak podjął decyzję o zwolnieniu Rafała Ulatowskiego, pierwszym jego wyborem był Wojciech Stawowy. Dobrze wspominany przy Kałuży szkoleniowiec (wyprowadził Pasy z III ligi do ekstraklasy) od dwóch miesięcy pracuje jednak w GKS-ie Katowice i to władze klubu z Bukowej nie chciały nawet słyszeć o puszczeniu trenera do Krakowa. Nie pomogła nawet wysoka kwota odstępnego, którą proponowała Cracovia. - GKS Katowice nie schodził poniżej pół miliona. Mimo to warunki finansowe GKS były dla nas mniej ważne. Najtrudniejsza do pokonania okazała się wrogość zarządu GKS-u i duża niechęć do jakichkolwiek rozmów w sprawie trenera Stawowego - tłumaczy Filipiak.
Ulatowski został poinformowany o zwolnieniu (sam do końca nie podał się do dymisji) w środę, na kilka godzin przed meczem 1/8 finału Pucharu Polski z Lechem Poznań, w którym formalnie był jeszcze opiekunem drużyny. W czwartek jego obowiązki powierzono tymczasowo Marcinowi Sadce, na co dzień prowadzącemu drużynę Młodej Ekstraklasy. Od początku było wiadomo, że Sadko poprowadzi Pasy tylko w sobotnim spotkaniu 11. kolejki ekstraklasy z Polonią Bytom.
Nagły zwrot
W czwartek wieczorem do prasy wyciekła informacja o tym, że Cracovia chce wykupić z Polonii Bytom trenera Szatałowa. To była spora niespodzianka, zważywszy na to, że jego nazwisko nie przewijało się wcześniej w kontekście pracy w Krakowie. Wyżej notowani byli Czesław Michniewicz, Bogusław Kaczmarek czy Jose Maria Bakero. Dodatkowo wszystko działo się dwa dni przed meczem obu drużyn, więc od razu pojawiły się zastrzeżenia natury etycznej.
Sam Szatałow nie chciał komentować tych doniesień, a w piątek normalnie prowadził wieczorny trening Polonii. - Przed meczem w ogóle nie odbierałem telefonów, starałem się o tym nie myśleć i skoncentrować się na zadaniu. Miałem informację o zainteresowaniu moja osobą ze strony Cracovii, ale była to informacja dosyć delikatna - mówi sam zainteresowany i kolejną wypowiedzią rzuca światło na piątkowe wydarzenia przy Olimpijskiej: - Wszystko rozegrało się po taktycznym treningu, tuż przed wyjazdem na zgrupowanie. Gdy zszedłem z treningu dostałem telefon od działaczy, podjechałem do klubu i w ciągu godziny uzgodniliśmy całą sprawę.
Gracze Polonii nie kryli zaskoczenia zaistniałą sytuacją. - Wszystko było "na chaosie". Jeszcze w piątek wieczorem trener prowadził trening. Nie wiem jak to się odbywało, ale my dowiadywaliśmy się o wszystkim z internetu w autobusie - mówi Marcin Radzewicz. Mateusz Żytko dodaje: - O tym, że trenera Szatałowa zastąpił trener Urban dowiedzieliśmy się w drodze autobusem na zgrupowanie do Krakowa, czyli w piątek koło godziny 19. Któryś z kolegów wszedł na internet i zobaczyliśmy notkę: Jan Urban trenerem Polonii Bytom. W jednej chwili dowiedzieliśmy się o dwóch rzeczach: że trenera Szatałowa już nie ma i że jest trener Urban. - Kuriozalna, niezręczna sytuacja. Dla nikogo oprócz prasy nie jest to komfortowe. Stało się tak, a nie inaczej. Życie jednak determinuje pewne decyzje i ja nie chcę tego oceniać - to z kolei opinia Mariusza Ujka.
Wilk syty i owca cała
Kondycja finansowa Polonii nie jest najlepsza. W tygodniu poprzedzającym transfer Szatałowa i mecz z Cracovią, bytomianie odmówili wyjścia na trening w ramach protestu wobec zaległości w wypłatach. Nieoficjalnie mówi się, że sięgają one już w sumie 700 tysięcy złotych. Cracovia trafiła więc w czuły punkt śląskiego klubu. Za możliwość zatrudnienia Szatałowa Pasy zapłaciły Polonii przeszło połowę tej sumy. - Na pewno taka decyzja spowodowana była tym, że sprawy finansowe nie najlepiej wyglądały w Polonii Bytom. Działacze szukali ratunku. Na pewno gdzieś była też wola z mojej strony. Czułem się zmęczony całą ta sytuacją i podjąłem taką decyzję. Decyzja była szybka, ale myślę, że trafna - tłumaczy Szatałow.
Sami piłkarze Polonii przyznali, że potrafią zrozumieć swojego byłego szkoleniowca. - Nie czujemy się zdradzeni. Ja w pewnym sensie rozumiem trenera. Podjął taką decyzję, kluby porozumiały się w każdym punkcie. Nie widzę przeszkód. Jeśli ktoś chce odejść, to z niewolnika nie ma pracownika. Z tego, co mówi prezes Bartyla, to rozstali się z trenerem w przyjaźni. Nas trener Szatałow ma jeszcze odwiedzić w Bytomiu i oficjalnie się pożegnać - opowiada Radzewicz. - Wiadomo w jakiej sytuacji znajduje się Polonia. Być może trener zwietrzył szansę współpracy z klubem bardziej stabilnym. Myślę, że to było decydujące. Nie mogę się temu dziwić. Myślę, że to, co dało się z nami zrobić, już zrobił. Dwa razy zajęliśmy 7. miejsce w lidze - tłumaczy Szymon Sawala.
Z klasą czy z brzytwą?
Nie jest to nic dziwnego, że szkoleniowcy w ciągu sezonu, a nawet rundy zmieniają miejsce pracy. Tak jest zbudowany świat futbolu i tak funkcjonuje się w zawodzie. W tym przypadku jednak kontrowersje wzbudził fakt, że wszystko działo się w przededniu spotkania starej drużyny trenera z nową, z którą miał rozpocząć współpracę. Z zewnątrz mogło to wyglądać tak, jakby chwytająca się brzytwy Cracovia chciała zasiać zamęt w ekipie rywala przed ważnym meczem (obie drużyny dzieliło w tabeli 6 punktów). Takie też głosy dominowały wśród komentatorów.
Jednak dla trzech stron transakcji wszystko odbyło się w przyjaznej atmosferze. Największe opory przy podejmowaniu decyzji miał sam Szatałow: - W ogóle nie chciałem w tym terminie podejmować żadnych decyzji, ale tak zdecydowali działacze, bardziej za mnie. Podjęto taką decyzję. Uznano, że trzeba ją podjąć. Szkoleniowiec w piątek rozstał się z Polonią, ale w sobotę jedynie obserwował mecz z wysokości trybun stadionu przy Kałuży 1. Nie spotkał się także z piłkarzami Cracovii. - Ze strony etycznej postawiłem warunek: nie będę brał udziału w tym meczu - ani z jednej, ani z drugiej strony. To ja do ostatniego treningu przygotowywałem Polonię Bytom pod względem taktycznym i motorycznym do meczu z Cracovią, tak, żeby Polonia wygrała. Teraz się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem - uśmiecha się nowy szkoleniowiec Pasów. Polonia po golu Dariusza Jareckiego pokonała Pasy 1:0.
Nie chcieliśmy podpisywać kontraktu przed meczem, tylko po meczu, aby odbyło się to elegancko - mówi Filipiak. - Pierwszy telefon wykonaliśmy najpierw do władz Polonii Bytom. Wszystko zostało załatwione fair. Jakby była potrzeba, trener zdążyłby poprowadzić zespół już w sobotę, ale od samego początku zdecydowaliśmy, że nie będzie prowadził drużyny w tym meczu - uzupełnia wiceprezes krakowskiego klubu, Jakub Tabisz.
Łaska kibiców...
... na pstrym koniu jeździ. Dobitnie przekonał się o tym Szatałow, który będąc na sobotnim meczu, nasłuchał się wyzwisk od kibiców Polonii, którzy licznie zjawili się w Krakowie. "Szatałow won!, Szatałow won! Szatałow ... stąd!" i "... ci na imię, Szatałow ty ...!" to tylko te najczęściej intonowane przez fanów z Bytomia bluzgi.
Swojego już eks-szkoleniowca w obronę wzięli piłkarze Polonii. - Nie jest to coś normalnego, że trener odchodzi do drużyny, z którą gramy następny mecz. Nie chcę tego szerzej komentować - dobrze stało się, że trener Szatałow zaczął pracę w Cracovii po naszym spotkaniu. To był szok, długo w to nie dowierzaliśmy. Moim zdaniem kibice Polonii powinni jednak coś zawdzięczać trenerowi i dziwi mnie ich zachowanie - mówi Sawala. - Nie da się nie słyszeć pewnych rzeczy na stadionie. Czy one były potrzebne? Życzyłbym sobie, żeby otoczka wokół spotkań równała w stronę teatru i opery, a nie w stronę rynsztoka. To nikomu nie służy, a jak chcemy oglądać dobre widowisko, to można robić to w miłej atmosferze - dodaje Ujek.
- Akurat przed meczem z nami Cracovia zwolniła trenera i chciała trenera Szatałowa. To jest tylko zbieg okoliczności - chłodno puentuje Radzewicz.
Wygląda więc na to, że wokół zatrudnienia Szatałowa przez Cracovię na siłę zrobiono zamieszanie. Wszyscy zainteresowani - szkoleniowiec, działacze obu klubów i piłkarze Polonii - przyjęli to jako normalną kolej rzeczy i przeszli nad tym do porządku dziennego. Jedynie odbierający niepełne informacje z przekazów medialnych kibice Polonii potraktowali odejście Szatałowa, jak zdradę. Tymczasem być może dzięki tej transakcji włodarzom bytomskiego klubu uda się ugasić płomień, który powoli zaczął się tlić przy Olimpijskiej.