Nie przywykłem do krytykowania moich poprzedników - rozmowa z Ryszardem Łukasikiem, trenerem Warty Poznań

Ryszard Łukasik powrócił do Warty po trzech latach przerwy. W poprzedniej przygodzie z Zielonymi doświadczonemu szkoleniowcowi nie szło zbyt dobrze, ale obecnie ma już na koncie jedno zwycięstwo. Władze klubu liczą, że zmiana na ławce trenerskiej pozwoli poznaniakom wyjść z marazmu. Sam zainteresowany skupia się przede wszystkim na poprawieniu formy fizycznej zespołu.

Szymon Mierzyński: Pierwsze pytanie, jakie należałoby panu zadać niespełna dwa tygodnie po objęciu posady, dotyczy stanu, w jakim znajdował się wówczas zespół. Nie brakowało opinii, że Zieloni są źle przygotowani kondycyjnie, a i pod względem taktycznym wiele pozostawiało do życzenia... Wiadomo, że nie wypada panu krytykować kolegi po fachu, ale kibice zapewne chcieliby co nieco na ten temat wiedzieć.

Ryszard Łukasik: Mimo wszystko muszę zaznaczyć, że nie przywykłem do wypowiadania niepochlebnych opinii na temat innych trenerów i nie chciałbym tego robić także w stosunku do mojego poprzednika. Dlatego na tym zdaniu poprzestanę. Mogę stwierdzić tylko tyle: Warta na pewno nie wyglądała tak jak powinna wyglądać.

Pierwszą poważną zmianą, jakiej pan dokonał, było desygnowanie do podstawowego składu Marcina Mazurka, który wcześniej wchodził co najwyżej z ławki. Czym to było spowodowane?

- Warto pamiętać, że zmieniliśmy nieco taktykę. Zaczęliśmy grać dwoma napastnikami i w tej sytuacji pole manewru nie jest już tak duże. Uznałem, że wskazane będzie postawienie właśnie na Mazurka. Wpływ na tą decyzję miała też sytuacja kadrowa. Zespół przetrzebiły kontuzje, także w formacji ofensywnej. Analizując zwłaszcza ostatni występ Marcina, jestem zdania, że ze swojej roli wywiązał się dość dobrze.

Mimo serii ośmiu spotkań bez zwycięstwa, która została przełamana dopiero w ubiegłą sobotę, Zieloni nawet na chwilę nie znaleźli się w strefie spadkowej. To chyba świadczy, że drużyny z dolnych rejonów tabeli są w tym sezonie wyjątkowo słabe...

- Nie do końca się z tym zgodzę. W sytuacji podobnej do naszej znajduje się kilka klubów, a różnice punktowe nie są duże. Sezon jest może o tyle łatwiejszy, że przy dobrej dyspozycji fizycznej oraz poprawnej sytuacji organizacyjnej w klubie nieco łatwiej jest walczyć o czołowe pozycje. Nie pokusiłbym się natomiast o stwierdzenie, że batalia o utrzymanie nastręcza mniej problemów niż kiedyś, zwłaszcza gdy mówimy o Warcie. Trzeba pamiętać, że od jakiegoś czasu w naszej drużynie kontuzja goni kontuzję, poza tym borykamy się z problemami finansowymi. Nasza nie najgorsza pozycja w tabeli wynika być może z tego, że inni również zmagają się z przeciwnościami losu. Chcę jednak zaznaczyć, że jest kilka słabszych ekip od nas, to nie ulega wątpliwości.

Po zwycięstwie w Gorzowie Wlkp. można chyba powiedzieć, że niemoc już się zakończyła.

- Mimo wszystko jeszcze nie. By tak stwierdzić, nie wystarczy tylko jedna wygrana. Trzeba odnieść więcej sukcesów i oddalić się od strefy spadkowej na bezpieczną odległość. Wtedy w zespole pojawi się spokój i będziemy mogli uznać, że najgorsze mamy za sobą.

Do końca rundy jesiennej pozostały trzy kolejki. Czy jest szansa, że jeszcze w tym roku zobaczymy Wartę w optymalnym składzie?

- Każdy skład, który wychodzi na boisko jest optymalny (śmiech). Mówiąc jednak poważnie, raczej bym na to nie liczył. Urazy, które trapią nasz zespół, to nie są drobnostki. Niestety potrzeba czasu, żeby wszyscy się wyleczyli.

Od razu gdy przejął pan zespół, do sztabu dołączył Bogumił Głuszkowski. Ta współpraca była uzgodniona już wcześniej, czy też wynikła z tego, że zespół znajdował się w słabej formie fizycznej?

- Obserwowałem Wartę dość wnikliwie i gołym okiem było widać, że w kwestiach kondycyjnych trzeba sporo poprawić. Nie czekaliśmy z tym ani chwili, lecz od razu zabraliśmy się do pracy. Trener Głuszkowski zrobił bardzo wiele, by w tym krótkim czasie nadgonić, ile tylko się da. Oczywiście niecałe dwa tygodnie to zdecydowanie za mało, by wyeliminować wszystkie mankamenty, jednak postęp jest zauważalny.

Po spotkaniu w Kluczborku zaznaczał pan, że ok. 70. minuty drużyna "spuchła". Tydzień później w starciu z GKP było już chyba lepiej, zwłaszcza że drugą bramkę strzeliliście w końcówce...

- Trzeba przyznać, że w Gorzowie Wlkp. fizycznie zaprezentowaliśmy się dużo korzystniej niż w pojedynku z MKS. Po przerwie to my byliśmy stroną dominującą. W Kluczborku tego zabrakło, stąd taka różnica w wyniku.

Czy zarząd postawił przed panem jakiś konkretny cel na ostatnie spotkania rundy jesiennej?

- Włodarze nie oczekują ode mnie określonej zdobyczy punktowej, nie rozmawialiśmy takimi kategoriami. Przede wszystkim mam poprawić formę zespołu i wyciągnąć go z marazmu. Jeśli uda mi się tego dokonać, to naturalną konsekwencją będzie poprawienie sytuacji w tabeli.

Wydaje się, że najważniejsze będzie spotkanie w Stróżach. Spośród trzech rywali, z którymi zmierzycie się jeszcze w tym roku, tylko Kolejarz plasuje się niżej i przy ewentualnym zwycięstwie mógłby was wyprzedzić...

- Ja podchodzę do tego nieco inaczej. Ważny jest każdy mecz. Kończy się jedno spotkanie i wtedy najistotniejsze staje się to następne. Myślę, że podobną filozofię wyznaje większość I-ligowców. Pojedynek w Stróżach będzie o tyle trudny, że tamtejszy obiekt jest bardzo specyficzny i w pewnym sensie nieprzyjazny dla innych drużyn. Mimo wszystko jednak nie wyolbrzymiajmy pewnych spraw. Wszystko w nogach i głowach zawodników.

Kadra Warty jest wąska i o tym mówił nie tylko pan, ale również trener Marek Czerniawski. Czy już pojawiły się plany wzmocnień na rundę wiosenną?

- Wszystko jest uzależnione od możliwości finansowych klubu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że potrzebujemy nowych twarzy w każdej formacji. Musimy pomyśleć o pozyskaniu kolejnego napastnika, bo są przymiarki, aby ustawienie z dwójką atakujących pozostało na dłużej. Nie potrafię jeszcze powiedzieć, jakie zmiany zajdą zimą, lecz mam świadomość, że wzmocnienia są konieczne. Bez nich będziemy narażeni na spore kłopoty, zwłaszcza gdy, tak jak obecnie, będą nas trapić kontuzje.

Poprzednio pracował pan w Warcie ponad trzy lata temu. Jak pan porówna obecny potencjał zespołu do tego z sezonu 2007/2008?

- Myślę, że różnica nie jest duża. W ekipie Zielonych wciąż gra kilku zawodników, którzy wywalczyli awans. Dziś jednak są oni lepszymi piłkarzami. Okrzepli w I lidze i nabrali doświadczenia. W poprzednim okresie mojej pracy mieliśmy problem z odniesieniem zwycięstwa. Rozgrywaliśmy dobre spotkania przeciwko silnym rywalom - Piastowi Gliwice, Wiśle Płock czy Polonii Warszawa - ale zawsze czegoś brakowało, by wygrać. Wówczas nie dopisywało mi szczęście, mam nadzieję, że teraz będzie inaczej.

Komentarze (0)