Rafał Krząpa: Rozmowę rozpocznijmy od 2005 roku i pana przenosin na Litwę.
Adrian Mrowiec: Byłem po okresie gry w Wiśle Kraków w której grałem chyba 4 lub 5 lat. Trenowałem z pierwszą drużyną prowadzoną przez Henryka Kasperczaka, ale tam nie było szans, żeby grać. Ja wtedy występowałem na pozycji prawego obrońcy, a w Wiśle na tej pozycji grał Marcin Baszczyński. W Krakowie jeździłem na mecze, ale większość czasu spędzałem na ławce rezerwowych. Po zakończeniu rozgrywek zgłosiłem się do menadżera Ryszarda Szustera, żeby pomógł mi poszukać nowego klubu. On znalazł mi klub na Litwie i tak to się potoczyło. Dostałem angaż w FC Vilnius.
Jak się panu wiodło w tym klubie?
- Na początku wszystko było super, wyśmienicie. Niestety już w pierwszym spotkaniu doznałem kontuzji i zerwałem więzadła w kolanie i miałem prawie rok przerwy.
Po rehabilitacji powrócił pan do drużyny?
- Wróciłem do zespołu, ale już było inne nastawienie. Nowy trener prowadził selekcję piłkarzy. W klubie był znany wszystkim z ŁKS-u Algimantas Breikstas, który chciał w zespole wprowadzić coś podobnego co Antonii Ptak w Pogoni Szczecin w pamiętnym okresie. Chciał aby grało jak najwięcej Brazylijczyków. W zespole było wtedy 12 Brazylijczyków, a w spotkaniu mogło wystąpić tylko sześciu obcokrajowców, więc z takimi poglądami wiadomym było, że dla innych piłkarzy zabraknie miejsca w składzie.
Następnym przystankiem w karierze stało się FBK Kaunas, z którym zaliczył pan kilka sukcesów.
- Tak, zdobyliśmy mistrzostwo Litwy w 2007 roku i w następnym sezonie Puchar Litwy. Występowaliśmy też w Lidze Bałtyckiej, oraz Lidze Europejskiej. To był dobry krok z mojej strony, bo przechodząc do FBK już były prowadzone rozmowy, że jeżeli się spiszę w tym zespole, to mam szansę na angaż w Hearts of Midlothian.
Po dobrych występach w czołowym litewskim klubie przenosiny do Szkocji do zespołu Hearts.
- Ja miałem już do Szkocji przenieść się rok wcześniej, ale z różnych względów to się nie udało. Graliśmy wtedy eliminacje Ligi Mistrzów z Glasgow Rangers i na tym meczu był trener Hearts. Przed potyczką z Rangersami byliśmy na zgrupowaniu w Niemczech, w tym samym miejscu gdzie zespół Hearts. Tam szkoleniowiec szkockiej drużyny nas obserwował i był zainteresowany. Wiadomym jest, że właścicielem obu klubów jest pan Romanow. Później zapadła decyzja, że po odpadnięciu z europejskich pucharów przenosimy się do Szkocji. Na transfer musiałem zaczekać, bo najpierw pokonaliśmy w dwumeczu Glasgow Rangers i odpadliśmy dopiero w potyczce z Aalborgiem.
Jak pan wspomina pierwszą przygodę ze szkockim futbolem?
- W sumie to niezbyt dobrze. Podobnie jak na Litwie, też doznałem kontuzji na początku i miałem prawie 6 miesięcy przerwy. To były drobne urazy, ale gdy wydawało się, że już wszystko dobrze, to ponownie musiałem odpoczywać od piłki. Po powrocie zagrałem w ośmiu do dziesięciu meczy. Postanowiłem jednak przenieść się do Polski do Arki Gdynia.
Powrót do Polski był z pana inicjatywy, czy propozycja padła ze strony klubu?
- To była moja inicjatywa. Jak byłem już w Gdyni to wynikło ogromne zamieszanie i myślałem, że będę musiał już wracać do Szkocji, ale jakoś się to wszystko poukładało.
Dzień po podpisaniu kontraktu od razu występ w derbach Pomorza przeciwko Lechii Gdańsk.
- Jeszcze w dniu meczu o 10:00 nie było pewne czy zagram. Ja i Tadas Labukas czekaliśmy na nasze certyfikaty. Po południu klub otrzymał certyfikaty i mogliśmy wystąpić w tym ważnym meczu. Przed potyczką z Lechią ja wystąpiłem tylko w dwóch sparingach, także nie byłem optymalnie zgrany z zespołem.
Jak pan oceni gdyński epizod swojej kariery?
- Były mecze udane i takie o których chciałbym zapomnieć. Ogólnie wspominam występy w Arce pozytywnie, nie mogę narzekać na działaczy, ani na sztab. Chciałem zostać w klubie, ale niestety się nie udało.
W Arce udało się ustabilizować formę dzięki regularnym występom.
- Tak, dokładnie zagrałem w wielu spotkaniach i wiem, że byłem obserwowany przez swój klub w tym czasie. Po zakończeniu rozgrywek zadzwoniono do mnie, że mam się stawić na Litwie po zakończeniu wypożyczenia. Pojechałem na Litwę spotkałem się z właścicielem klubu i dyrektorem sportowym. Oni powiedzieli mi, że nie ma możliwości na sprzedaż do Arki. Ja miałem kontrakt z FBK Kaunas i musiałem podpisać nowy kontrakt z Hearts. To był taki warunek, zrywamy kontrakt na Litwie i podpisujemy w Szkocji. Mi nie zostało nic innego, ale wiadomo Litwa Szkocja dwa inne kraje.
Arka chciała pana pozyskać?
- Ja chciałem zostać w Arce, klub też mnie chciał, ale działacze FBK Kaunas dali do zrozumienia, że nic z tego i albo zostaję na Litwie, albo wyjeżdżam do Szkocji. Postawili chyba nawet cenę zaporową w wysokości 500.000 euro.
Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki jak mawia przysłowie. Nie bał się pan ponownej gry w Szkocji?
- Bałem się o to, żeby znowu nie stało się to co wcześniej, czyli kontuzje. W Gdyni prócz jakiś drobnych urazów to cały sezon rozegrałem bez żadnych problemów. Powrót miałem ułatwiony, bo znałem większość chłopaków, którzy grali w Hearts. W zespole był też Dawid Kucharski, więc było nam raźniej we dwóch.
Czy prócz możliwości występów w Hearts i FBK Kaunas były jeszcze jakieś inne opcje transferowe?
- Nie, nie było innych propozycji i opcji. Była opcja Gdynia, ale FBK nie zgodziło się na wykupienie i postawili tą cenę o której już wspominałem.
Ten sezon jest zdecydowanie lepszy od pierwszej przygody z Sercami. Od 2. kolejki gra pan regularnie w podstawowym składzie.
- Od drugiej kolejki zostałem dopiero zgłoszony, bo były problemy z moimi papierami, które nie dotarły. W tym sezonie wygraliśmy kilka ważnych spotkań. Zajmujemy obecnie czwarte miejsce w tabeli i to nas cieszy.
Jakie macie wyznaczone cele na ten sezon?
- Chcemy zakończyć rozgrywki na 3-4 miejscu, bo wiadomo że te dwa pierwsze są już zajęte (śmiech). Przede wszystkim zakwalifikowanie się do europejskich pucharów jest naszym celem.
Na jakiej pozycji pan teraz występuje?
- Gram głównie w drugiej linii na pozycji defensywnego pomocnika.
Regularnie gra pan w dobrej lidze, w liczącym się zespole. Liczy pan na powołanie do kadry na jakiś mecz sparingowy?
- Nie zastanawiałem się nawet nad tym, jeżeli ktoś miałby ochotę mnie zobaczyć, to może tutaj przyjechać i zobaczyć jak się prezentuje. Tutaj trenerzy są ze mnie zadowoleni. Jeżeli otrzymałbym jakieś powołanie na jakiś mecz to oczywiście pojadę! Nie chcę się reklamować, że kadra mi się należy, ja gram swoje i skupiam się na grze w klubie.
Lepszej okazji na obejrzenie pana w akcji niż środowy mecz z Celtikiem chyba nie znajdziemy.
- Tak, tylko mecze z Rangersami są równie emocjonujące. Ostatnio zbieram pochlebne opinię na swój temat. Cieszy nas zwycięstwo 2:0 z Celtikiem. Jak otrzymam powołanie do kadry to na pewno przyjadę.
Druga przygoda z Hearts of Midlothian zdecydowanie lepsza od pierwszej?
- Tak, oczywiście. Mamy listopad, a ja zagrałem już więcej spotkań niż podczas pierwszej przygody w Szkocji. Gram regularnie i to mnie cieszy. Oby tylko zdrowie dopisało.
W swojej karierze grał pan w Polsce, na Litwie i w Szkocji. Może zatem pokusi się pan o scharakteryzowanie baz treningowych, systemu i sposobu szkolenia w tych trzech krajach?
- Tutaj w Szkocji jest wszystko. Wchodzimy do klubu o godzinie 8:00 wychodzimy po 15:00. Mamy tutaj bazę, restaurację, otrzymujemy śniadania, obiady wszystko w odpowiednich ilościach i specjalnie przygotowane. Jest wszystko to, co jest nam niezbędne. Nie oszukujmy się na Litwie tego nie ma, a w Polsce się starają, robią coś po tym względem. Zdarzają się też niespotykane jak na Europę przypadki. Jak byłem w Gdyni deszcz zalał boisko to albo graliśmy na hali, albo biegaliśmy po lesie. W Szkocji mamy chyba 15 boisk w ramach tej naszej bazy. Podejście do piłkarzy również jest inne, bardziej profesjonalne.
Jakie są pana cele na najbliższy czas?
- Chcę utrzymać formę, którą mam, regularnie występować w zespole i osiągnąć nasz cel, czyli trzeciej miejsce w lidze.