Po serii słabszych meczów poznaniacy wreszcie zagrali cały mecz na odpowiednim poziomie, kontrolując wydarzenia na boisku. Co prawda pierwsza połowa nie była tak dobra, jak druga, ale i tak lechici zasłużyli na pochwały. W ich poczynaniach było widać większy spokój, rozważne rozgrywanie piłki, a nie granie na aferę, aby jak najszybciej przedostać się na połowę rywala. Na to uwagę zwracał ostatnio Jose Maria Bakero. - Trener zwracał uwagę na grę długimi piłkami, ale w meczu z Lechią również mieliśmy to w jakiś sposób wykorzystywać. Cieszę się, że zagraliśmy przez 90 minut konsekwentnie, na zero z tyłu i ogólnie lepiej od Lechii - mówi Bartosz Bosacki.
Ostatni raz Lech bramki w meczu ligowym nie stracił pod koniec sierpnia, gdy ograł Cracovię Kraków 5:0. - Zdecydowanie za długo nie udawało nam się zachować czystego konta z tyłu. Mam nadzieję, że od tego spotkania będziemy mieli co najmniej taką passę, jak na wiosnę tego roku - dodaje kapitan Kolejorza.
Mimo zwycięstwa Lechowi nie udało się wyjść ze strefy spadkowej, ale tabela bardzo się spłaszczyła. Poznaniacy do trzeciej Wisły Kraków tracą już tylko sześć punktów. - Na tabelę nie patrzymy. Chcemy zdobyć maksymalną liczbę punktów w tym roku i wtedy zobaczymy w jakim miejscu się znajdujemy. To czy obecnie jesteśmy na 13,14 czy 15 miejscu nie robi wielkiej różnicy. Chcemy zdobywać punkty i po cichutku piąć się do góry - opowiada Bosacki.
Obrońca Kolejorza wierzy w powrót Lecha na szczyt. - Wszystko jest jeszcze możliwe. Gdyby Legia czy Wisła była liderem, to można by patrzeć mniej optymistycznie, ale teraz wszystko jest do odrobienia. Wydaję mi się, że te zespoły, które teraz są w czubie złapią zadyszkę. Pamiętam kilka lat temu w jedenastej kolejce jako lider do Poznania przyjeżdżał Górnik Łęczna i wrócił z bagażem czterech bramek, a potem bronił się przed spadkiem - zakończył Bartosz Bosacki.