Przez wiele miesięcy za reprezentantem Polski ciągnęły się błędy, które popełnił wiosną tego roku w starciach z FC Porto i Wigan Athletic. Ze względu na niepewne interwencje Anglicy zaczęli nazywać go "Flappyhandskim" (w wolnym tłumaczeniu: Dziuraworękim).
- Myślę, że z każdego rozegranego meczu trzeba zrobić użytek, nawet jeśli grałeś źle. Zawsze trzeba wyciągać wnioski. Przebrnięcie przez ten trudny okres pomogło mi stać się lepszym bramkarzem - tłumaczy Fabiański. - Najważniejszą rzeczą dla mnie były komentarze menedżera i trenera bramkarzy. Zawsze ich słucham i ich opinia jest dla mnie ważna - na tym się skupiam. Kiedy zdarzy się coś złego, nie uciekam od tego, nie chowam się. Biorę to na klatę i pracuję ciężej - dodaje.
Nawet w najtrudniejszych momentach murem za nim stali Arsene Wenger i pozostali Kanonierzy. Z ich ust nie dało się usłyszeć niczego złego na temat gry Polaka: - Miło czuć zaufanie od menedżera i kolegów z drużyny, ale trzeba też udowodnić, że zasługuje się na dobre słowa. Myślę, że w meczach przed sezonem pokazałem, iż mogę walczyć o numer "1". Arsene Wenger sprowadził mnie tu i dał szansę. Pomógł mi się rozwinąć jako bramkarz poprzez rozwój mojego rozumienia futbolu. Odegrał wielką rolę.
Z Fabiańskim w bramce Arsenal utrzymuje się w czołówce Premier League i pierwszy raz od dawna tak długo liczy się w walce o mistrzostwo Anglii. - Dla mnie najważniejsze jest zdobywanie z Arsenalem trofeów. Chciałbym pomóc klubowi w wygraniu Premier League. Jednak każde rozgrywki są ważne, ponieważ nie wygraliśmy nic od pięciu lat. Chciałbym zobaczyć Arsenal na szczycie ligi i myślę, że możemy walczyć o tytuł. Jesteśmy w dobrym miejscu w tej chwili - zapewnia Polak.