Perquis, kandydat do reprezentacji szanuje tradycję i ciężką pracę

Po najlepszej rundzie w karierze Damien Perquis czeka na rok 2011, który zapowiada się dla niego jeszcze atrakcyjniej niż ten mijający. Obrońca Sochaux ma zostać kolejnym francuskim Polakiem, który zagra w kadrze biało-czerwonych.

18 września wysłannik Franciszka Smudy oglądał Perquis w meczu z Niceą (4:0), w końcu sam selekcjoner wybrał się na stadion - 20 listopada z Lorient (2:0). Smuda mającemu dzięki babci polskie korzenie piłkarzowi miał powiedzieć: - Przekonałeś mnie. W kadrze będzie mógł zagrać w lutym.

- To jak marzenie! - mówi Perquis cytowany przez dziennik "L'Équipe". - Mam przed oczyma historię Adila Rami: piętnaście meczów w Ligue 1 i był w ekipie Francji, a jego kariera ruszyła z miejsca. Taka historia jest piękna. Chcę ją przeżyć!

Perquis doskonale zdaje sobie sprawę z pokus życia piłkarza: - Wielki świat piłki odkryłem, gdy przeszedłem do Saint Étienne - mówi o opuszczeniu w 2006 rodzinnego Troyes, gdzie zarabiał 3 tys. euro miesięcznie. - Dostawałem wypłatę sześć razy wyższą. Byłem sam w wielkim domu. Futbol nabrał dla mnie niezwykłego wymiaru.

Szacunku do pracy nauczył się od ojca. - Jest magazynierem i wstaje o 2 w nocy. Potrzebuje czterech lat, by zarobić tyle, co ja w miesiąc. Nie można być jednak zaskoczonym tym, że piłkarze otwierają listy płac. Dwudziestolatek zagra trzy mecze i zarabia 50 tys. euro. Wartości, a szczególnie szacunek do przeszłości, zanikają. Ja, już jako mąż i ojciec, inaczej widzę swój profesjonalizm.

Oto jak widzi ów profesjonalizm Francis Gillot, trener Sochaux: - Jest przykładem zawodowca. Możesz iść z nim na wojnę.

Komentarze (0)