Serb został sprowadzony do Kielc latem 2009 roku. Wówczas w Polsce miał łatkę awanturnika i piłkarza prowadzącego niesportowy tryb życia. Z tego powodu jego umowa z żółto-czerwonymi została sporządzona tak, aby w razie jakichś problemów mogła zostać rozwiązana z winy piłkarza. W styczniu 2010 roku odrzucił ofertę rumuńskiego FC Vaslui i przedłużył swój kontrakt o kolejne dwa lata. W międzyczasie jego charyzma oraz zaangażowanie zostały nagrodzone opaską kapitańską, którą przejął po Edim Andradinie. W rundzie jesiennej bieżącego sezonu również pełnił tę funkcję.
W rozegranym w ubiegłą sobotę, zremisowanym 1:1 spotkaniu przeciwko Zagłębiu Lubin opaskę na nowo dzierżył Edi Andradina. Okazało się, że nie był to przypadek. Na kilka godzin przed meczem Serb oświadczył, że podjął decyzję o odejściu z Korony. - Co miałem zrobić? Nie wystawić go do składu i wzbudzić jakieś podejrzenia, czy liczyć na to, że mu przejdzie? Wybrałem to drugie - mówi trener kieleckiej drużyny, Marcin Sasal - Przez te 1,5 roku zrobiłem wszystko, aby go zatrzymać. Straciłem wiele zdrowia na przekonywaniu go do pozostania u nas. Z klubu można odejść, ale trzeba to zrobić z szacunkiem - wyznał.
Serb zarzuca zarządowi kieleckiemu klubu, że ten nie wywiązał się z danych mu wcześniej obietnic dotyczących podwyższenia zarobków. Ponadto narzeka na fakt, iż za operacje i rehabilitację swojego urazu musiał płacić z własnej kieszeni. - Nie zostawialiśmy go bez opieki. Na konsultacje lekarskie zawsze jechał z nim kierownik, albo masażysta. Opłacaliśmy jego wyjazdy i badania. Przed operacją w Monachium sam stwierdził, że uiści za nią koszty i że nic od nikogo nie chce. Ja mu mówiłem: weź dokumenty, prezes później ureguluje koszty. Nie posłuchał - odpowiedział na zarzuty Serba trener Sasal.
Mijailović chce opuścić Kielce i ma w rękawie asa, o którym dotychczas wiedziało niewielu. Były prezes Korony, Tadeusz Dudka, podpisał bowiem aneks do jego umowy, umożliwiający mu wcześniejsze odejście z klubu, pomimo obowiązującego kontraktu. Fakt ten potwierdza aktualny zarządca klubu, Tomasz Chojnowski. - Na pewno gwarantuje on zawodnikowi udział w testach w zagranicznym klubie w dowolnym momencie. Nikola przedstawił mi dokument w wersji angielskojęzycznej, teraz całą sprawą zajmują się nasi prawnicy. Zastanawiamy się jak z tego wybrnąć. My w siedzibie klubu takiego dokumentu nie mamy - dodaje.
Na chwilę obecną rozbrat 29-latka ze świętokrzyskim klubem wydaje się być nieunikniony, chociaż trener jeszcze nie zamyka byłemu młodzieżowemu reprezentacji Serbii drogi powrotu. - Czekamy na Nikolę, na jego chęć współpracy. Jeżeli on będzie się ze mną kontaktował nie za pomocą telefonu, ale za pośrednictwem prasy, to ja nie zamierzam na to reagować - zakończył Sasal.