Polonia golona na własne życzenie

Bacząc na fakt, że w czterech wiosennych kolejkach Polonia Bytom przegrała tylko raz, start rundy rewanżowej w wykonaniu podopiecznych Roberta Góralczyka można uznać za udany. Nieco inaczej sprawa przedstawia się patrząc na wyniki śląskiej drużyny. Niebiesko-czerwoni wciąż nie zasmakowali wiosną smaku zwycięstwa, niejako na własne życzenie.

Na półmetku sezonu Polonia Bytom plasowała się w ligowej tabeli tuż nad strefą spadkową, wyprzedzając Ruch Chorzów i Arkę Gdynia jedynie lepszym bilansem bramkowym. Po czterech wiosennych kolejkach niewiele się zmieniło. Chorzowianie wystrzelili w górę ligowej stawki, a drużyna z Olimpijskiej odskoczyła żółto-niebieskim na jedno oczko. Wielokrotnie niewiele brakowało, by zespół Roberta Góralczyka podzielił los Niebieskich i wskoczył do środkowej strefy tabeli. Bytomianie grzeją jednak miejsce tuż nad kreską wyłącznie przez własną niesubordynację.

- Straciliśmy tej wiosny już sześć punktów, bo mecze z Bełchatowem, Koroną i Wisłą powinniśmy wygrać, a nie zremisować. Wygrywając te spotkania bylibyśmy spokojnie w środku stawki. Gramy dobrze, a nie wygrywamy i na pewno w trakcie przerwy reprezentacyjnej będzie nad czym myśleć - przyznaje Błażej Telichowski, kapitan drużyny z Olimpijskiej.

Trudno się ze słowami lidera bytomian nie zgodzić, choć pierwsze kolejki rundy rewanżowej dla Polonii nie zapowiadały się najłatwiej. Śląska drużyna miała zmierzyć się z zespołami notowanymi zdecydowanie wyżej, które powinny na wiosnę powalczyć o miejsca w ścisłej czołówce. Do pojedynków niebiesko-czerwoni podeszli z szacunkiem dla rywala, ale bez respektu i wielokrotnie byli bliscy sprawienia niespodzianki, ale na własne życzenie tracili dwa punkty.

Polonia już po pierwszej wiosennej kolejce powinna mieć o trzy punkty więcej, w porównaniu z rundą jesienną. Do Bytomia przyjechał nieprzewidywalny GKS Bełchatów i zagrał bardzo słabe zawody. Śląska drużyna z minuty na minutę coraz bardziej przeważała i swoją przewagę potwierdziła bramką Łukasza Tymińskiego. Chwilę później z boiska za drugą żółtą kartkę wyleciał pomocnik bełchatowian, Łukasz Bocian, a bytomianie, zamiast rzucić się na osłabionego rywala... stanęli. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po serii błędów po rzucie rożnym piłkę do bramki Seweryna Kiełpina skierował Dawid Nowak i Brunatni wywieźli ze Śląska szczęśliwy punkt.

Zawodnicy Polonii po meczu długo narzekali na rzekomy błąd sędziego Marcina Borskiego, który nie podyktował rzutu karnego dla bytomian za faul na Grzegorzu Podstawku. Z czasem protesty zawodników niebiesko-czerwonych ucichły, bo mieli w perspektywie dwa arcytrudne mecze wyjazdowe, z których za wszelką cenę musieli wrócić z dorobkiem punktowym. O ile o postawie drużyny w spotkaniu z Lechią Gdańsk (0:2) nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego, o tyle po meczu z Koroną Kielce bytomianie powinni zapaść się pod ziemię ze wstydu.

Po koncertowej w wykonaniu Polonii pierwszej połowie bytomianie schodzili do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. Ku swojej rozpaczy zaraz po zmianie połów dali sobie jednak wbić dwie bramki i choć po kilkunastu minutach znów objęli prowadzenie, to ostatnie słowo i tak należało do kielczan. Mecz zakończył się remisem 3:3 (0:2) i stał pod znakiem kolejnych dwóch cennych punktów straconych przez Polonię na własne życzenie. Mniejszą odpowiedzialnością za remis w starciu z Wisłą Kraków (2:2) można obarczać graczy bytomskiej drużyny, choć i tak gdyby zaprezentowali w tym meczu lepszą skuteczność powinni zgarnąć całą pulę.

Niebiesko-czerwoni dwukrotnie wychodzili w tym meczu na prowadzenie, ale za każdym razem dawali Białej Gwieździe wyrównać. Druga bramka padła po strzale z rzutu karnego, którego być nie powinno, ale nikt by tej sytuacji nie rozważał, gdyby wcześniej swoje okazje wykorzystali Marcin Radzewicz (trafił w słupek), Przemysław Trytko i Miroslav Barcik (przestrzelili w sytuacji sam na sam). Kolejne dwa stracone punkty mogą Polonię bardzo drogo kosztować.

- Musimy zacisnąć zęby i zacząć wreszcie grać konsekwentnie, bo pokazaliśmy, że w piłkę potrafimy grać, ale na własne życzenie tracimy punkty - bezradnie rozkłada ręce Marcin Dziewulski, pomocnik bytomskiej drużyny.

Mentalny problem jest w Bytomiu widoczny. Czy zatem klub powinien zdecydować się na zatrudnienie specjalisty? - To sztab szkoleniowy odpowiada za przygotowanie fizyczne i mentalne drużyny do meczu. Czy psycholog by nam pomógł? Na pewno by nie zaszkodził, ale to już nie jest pytanie do mnie. Widać po chłopakach, że jest w drużynie fajna atmosfera i chęć zrobienia dobrego wyniku. To się z pewnością przełoży na z czasem na wyniki na boisku - zapewnia popularny "Dziewul".

W najbliższych tygodniach Polonię czekają dwa arcyważne wyjazdy do Lubina i Chorzowa. Jeżeli bytomianie nadal będą pozwalać grać rywalom według zasady "gol frajera" mogą obudzić się z ręką w nocniku. Każdy punkt stracony w tych spotkaniach może drużynę z Olimpijskiej kosztować nadzwyczajnie drogo.

Komentarze (0)