Maciej Kmita: Trener Smuda w czepku urodzony

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Franciszek Smuda jest w czepku urodzony i piszę te słowa bez krzty ironii. Zamiast tłumaczyć się z żenującej postawy swoich wybrańców w meczu z Litwą, selekcjoner będzie teraz zabierał głos w sprawie rzekomej orgietki reprezentantów Polski i żenującego zachowania kibiców w Kownie. Zapewniam, że dla "Franza" to bardziej wdzięczne tematy do rozmowy niż analizy gry swojego zespołu.

Dwa skandale obyczajowe wokół reprezentacji spadły na głowę Smudy jak manna z nieba. Prasa sportowa nie rozpisuje się zbytnio o tym, że w fatalnym stylu przegraliśmy z niemal rezerwową drużyną Litwy, która myślami była głównie przy spotkaniu eliminacyjnym z Hiszpanią. - Zabrakło skuteczności - powtarzają wszyscy, z piłkarzami na czele. Śmiech na sali.

Już w czasie piątkowego meczu "jedynkami" w serwisach zarówno informacyjnych, ale i sportowych były migawki z ulic Kowna i ze zdemolowanego stadionu. Od tych zajść minęły trzy dni i teraz przez media przewija się wojna na oświadczenia między oczernionymi bezpodstawnie grupami kibiców Cracovii i Jagiellonii a PZPN. Wypowiedź selekcjonera o wydarzeniach na Litwie jest ważniejsza od jego komentarzy na temat gry Polaków. Nikt nie pisze otwarcie o tym, żeby zwrotnego jak skrzynka pomidorów Sebastiana Małkowskiego lepiej nie pokazywać szerokiemu światu. Za to chętnie cytuje się opinie zachodnich mediów o tym, że Euro 2012 zostanie rozegrane w dzikim kraju.

W poniedziałek dzięki Faktowi światło dzienne ujrzała rzekoma "seksafera" z udziałem trzonu polskiej kadry. Nie obchodzi mnie czy do płatnej schadzki rzeczywiście doszło, czy nie. Nie mam zamiaru zaglądać piłkarzom do spodni, ale znów pierwsze miejsca wśród informacji sportowych zajmują doniesienia o rozwiązłości kadrowiczów, a nie o tym, że jednego nie stać na dośrodkowanie piłki w pełnym biegu, a z drugiego rywale robią wiatrak. Na konferencji przed wtorkowym meczem z Grecją selekcjoner uniknie pytań o nieudolne przygotowanie piłkarzy i ogólną padakę w wykonaniu reprezentacji. Będzie mógł natomiast znów zabłysnąć jakimś mało wyszukanym żartem na temat tego, do czego doszło w Poznaniu. Bo przecież powiedzonko o "nie-miękkim ch***" pasuje tu jak ulał.

Nikt nie zastanawia się nad tym czy Franciszek Smuda w dalszym ciągu powinien być selekcjonerem, który poprowadzi Polaków na Euro. W połowie drogi do tej imprezy jesteśmy w tym samym miejscu, co 14 miesięcy temu, kiedy drużyna Leo Beenhakkera przegrała eliminacje do mundialu w RPA. Kto stoi w miejscu, ten cofa się w rozwoju, ale w Polsce nie wypada skrytykować Smudy. Selekcjonerowi wszak należy się czas i gwarantowany spokój w przygotowaniach do Euro...

Chcąc zmazać poznańsko-litewską plamę, biało-czerwoni zagrają z Grekami na pełnej kurtyzanie. Z Grekami, którzy już zapowiedzieli, że spotkanie z Polską będzie dla nich roztrenowaniem po meczu eliminacyjnym z Maltą. Wymęczone w Pireusie zwycięstwo pozwoli Smudzie zawyrokować głosem niecierpiącym sprzeciwu, że jego drużyna potrafi podnieść się z kolan i na prawidłowo przygotowanej murawie (a jakże - w Kownie w zwycięstwie przeszkodziło nam złe boisko!) grać w futbol i zapewni wyżej wspomniany spokój. Jeśli na Karaiskakis nie wygramy, wymówki są już gotowe - niepotrzebnie wyciągnięty/stworzony przez dziennikarzy Faktu skandal obyczajowy i/lub dekoncentrujące zachowanie kibiców w Kownie.

Nie będzie rozliczenia za skandaliczne powołania. Nie będzie rozliczenia za skandaliczny dobór współpracowników. Nie będzie rozliczenia za skandaliczną niekonsekwencję. Selekcjoner nie potrzebuje przecież Patryka Małeckiego czy Tomasza Kuszczaka. Selekcjoner potrzebuje tylko czasu, spokoju i od czasu do czasu takich odciągających uwagę od jego pracy aferek. Mięciutkie lądowisko po Euro 2012 już czeka, a ja wysłałbym na nie selekcjonera już teraz.

Źródło artykułu: