Lepiej grać w pierwszej lidze niż w Młodej Ekstraklasie - rozmowa z Adrianem Świątkiem, napastnikiem Ruchu Radzionków

Zimą Adrian Świątek walczył o pozostanie w Górniku na rundę wiosenną. Mimo usilnych starań filigranowy napastnik nie zdołał przekonać do siebie sztabu szkoleniowego i zakotwiczył w Radzionkowie. - Czasami trzeba zrobić krok do tyłu, żeby wykonać dwa do przodu - mówi w rozmowie z naszym portalem 24-letni zawodnik.

Marcin Ziach: Wydawało się, że Ruch dopisze sobie po tym meczu punkt, jednak bramka stracona w ostatnich sekundach pozbawiła was złudzeń.

Adrian Świątek: W poprzednich dwóch kolejkach to my strzelaliśmy bramki w końcówkach. Tym razem w końcówce spotkania zawodnikowi Polkowic wyszedł strzał życia i to Górnik wywozi komplet punktów. Szkoda, bo na pewno z przebiegu gry nie byliśmy zespołem słabszym i nie zasłużyliśmy na tę porażkę.

Teraz możesz pluć sobie w brodę za niewykorzystane sytuacje strzeleckie.

- Miałem swoje okazje strzeleckie, ale piłka niestety do siatki nie wpadła. Myślę, że schodząc z boiska cieszylibyśmy się nawet jednym punktem, bo udałoby nam się utrzymać trzypunktową przewagę nad Polkowicami. Przez tę porażkę zrównaliśmy się z rywalem punktami i musimy w kolejnych meczach odpierać ataki Górnika.

W pierwszej połowie mecz był wyrównany, ale po zmianie stron to wy prowadziliście grę.

- Mieliśmy przewagę, ale w piłce wygrywa ten, kto strzela bramki. My mieliśmy więcej z gry, ale do siatki nie trafiliśmy ani razu, Górnik swoją okazję wykorzystał i okazał się być o tę jedną bramkę lepszy.

Wyglądało to trochę tak, jakby mecz się dla was skończył w dziewięćdziesiątej minucie.

- My zawsze gramy do końca, ale powiem szczerze, że nie wiem jak to się stało, że ta bramka padła. Nie było to trafienie po jakiejś wspaniałej akcji, ale tak naprawdę wzięło się z niczego. Bramka jednak padła i nie ma co tego roztrząsać.

Przed tym meczem było słychać głosy, że Ruch może włączyć się do walki o awans do ekstraklasy.

- My przede wszystkim walczymy o utrzymanie. Kiedy już będziemy ligowego bytu pewni, to nie zaszkodzi spojrzeć w górę tabeli. Na tę chwilę naszym celem jest spokojne utrzymanie w pierwszej lidze i o awansie do ekstraklasy nie myślimy.

Pierwsza porażka w rundzie wiosennej bardzo boli?

- Nie będziemy rozmyślać nad porażką z Górnikiem, bo od poniedziałku zaczynamy przygotowania do meczu z Kluczborkiem. Nie będzie to dla nas łatwe spotkanie, ale chcemy wywieźć stamtąd komplet punktów.

Przerwa jest krótka. Nie będziecie mieć problemów z regeneracją sił na to spotkanie?

- Wydaje mi się, że nie. W Anglii przez cały rok grają systemem co dwa-trzy dni, po pięćdziesiąt meczów w sezonie. My mamy tylko dwie rundy po siedemnaście kolejek każda, a między nimi jest jeszcze trzymiesięczna przerwa. Ogólnie dla drużyny lepiej byłoby grać co trzy dni, bo wtedy pozostaje w gazie i to zastępuje najlepszy trening. Kiedy na mecz trzeba czekać tydzień, to trenerzy muszą to nadrabiać nakładając na zespół większe obciążenia treningowe.

Innym z pozytywów bliskiego terminu kolejnego spotkania jest fakt, że do środy w dalszym ciągu będzie w was siedzieć sportowa złość.

- Na pewno tej złości nie zabraknie i będziemy chcieli się odgryźć. Najważniejsze jest jednak to, żebyśmy zdobyli trzy punkty. Styl, w jakim ten cel osiągniemy będzie miał mniejsze znaczenie. Komplet punktów w tym spotkaniu jest w naszym zasięgu.

Do Radzionkowa z Zabrza przeniosłeś się po to, żeby regularnie grać. Tymczasem mecz z Polkowicami znowu rozpocząłeś na ławce rezerwowych.

- Jak przed rokiem przeszedłem do Górnika w pierwszych dwóch kolejkach nie tyle nie grałem, co nawet nie załapałem się do meczowej osiemnastki. Z każdym kolejnym treningiem zyskiwałem jednak zaufanie w oczach trenera i nie inaczej będzie tym razem. Spokojnie i cierpliwie czekam na swoją szansę. Przed nami jeszcze wiele spotkań i tak naprawdę wszystko się może zdarzyć.

Włodarze Górnika cały czas twoją grę obserwują. Podczas meczu z Polkowicami na trybunach zasiadł prezes Łukasz Mazur i dyrektor sportowy Andrzej Orzeszek.

- Wychodząc na boisko nie myśli się o takich sprawach. Zresztą nie wiedziałem nawet, że wysłannicy z Zabrza są na trybunach. Po meczu spotkałem pana prezesa jak wyjeżdżał ze stadionu, a w trakcie meczu nie zwracałem nawet uwagi kto jest.

W dalszym ciągu jesteś zdania, że przeprowadzka do Radzionkowa to był dla ciebie krok w tył?

- Czy krok w tył? Nie, bo w pierwszej lidze mam przede wszystkim więcej szans na grę. Lepiej grać w pierwszej lidze niż chociażby Młodej Ekstraklasie. W pierwszym zespole Górnika raczej nie miałbym szans na regularne występy. Zresztą nawet mi takiej nie dano. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że nie było to złe posunięcie. Czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby móc zrobić dwa do przodu. Zobaczymy jak się to sprawdzi w moim wypadku.

Na przeprowadzkę do Radzionkowa się nie paliłeś, bo nie chciałeś grać charytatywnie, a tymczasem w Zabrzu atmosfera jest niewiele mniej gorąca.

- Temat Górnika oczywiście mnie interesuje, ale przede wszystkim skupiam się teraz na grze w Radzionkowie i to jest dla mnie najważniejsze, a nie to co będzie w Zabrzu. Włodarze muszą dogadać się z właścicielem, albo w ogóle rozejrzeć się za potencjalnym nowym sponsorem. To od działaczy zależy teraz to, co się stanie z tak zasłużonym klubem.

Na konto Adriana Świątka pensje wpływają na czas?

- Zaliczki. Tak jak wszystkim chłopakom z Zabrza mnie także teoretycznie, na papierku płaci Górnik.

Komentarze (0)