Podczas czwartkowego posiedzenia Rady Nadzorczej Górnika włodarze śląskiego klubu zadecydowali o odwołaniu z funkcji prezesa Łukasza Mazura. Dzień później przy Roosevelta odbyła się konferencja prasowa podczas której wiceprezes Allianz Polska i szef Rady Nadzorczej zabrzańskiego klubu, Michael Muller nowym prezesem beniaminka ekstraklasy przedstawił Tomasza Młynarczyka, dotychczasowego wiceszefa śląskiego klubu. Na konferencji nie był obecny ustępujący prezes. - Nie otrzymałem zaproszenia i usłyszałem, że nie jestem tam mile widziany - przyznaje Mazur.
Ustępujący z funkcji szefa zabrzańskiego klubu działacz we wtorek zwołał swoją konferencję prasową w katowickim hotelu Angelo. Przedmiotem spotkania było sprostowanie oskarżeń, jakie pod adresem Mazura w ostatnich tygodniach skierował Muller. - Moi prawnicy przygotowują już pozew do sądu o zniesławienie mojej osoby przez Michaela Mullera. Takiej ilości oszczerstw i kłamstw pod swoim adresem jeszcze nigdy nie słyszałem - kręci głową były prezes Górnika.
- Nieprawdą jest, że zobowiązałem się do naprawy klubowych finansów w rok. Spłata tak dużego zadłużenia musi być procesem trwającym przez kilka lat. Byłbym idiotą obiecując właścicielowi spłatę zadłużenia w rok, podczas gdy przychody Górnika wynoszą 15 mln złotych, a rozchody wciąż je przewyższają. Dlatego wszystko teraz zależy od drużyny i wyniku, jaki osiągnie na boisku. Im wyższa pozycja tym większe będą wpływy z Canal Plus i Orange Sport - kalkuluje 35-letni działacz.
Mazur oczekuje, że jako zadośćuczynienie wiceprezes Allianz Polska wpłaci zasądzoną kwotę pieniędzy na szkolenie młodych adeptów futbolu klubu z Roosevelta. - Moim celem nie jest obrażanie Allianz, bo mam do ludzi tam pracujących wielki szacunek. Korporacja ta wyciągnęła kiedyś rękę do Górnika, ale chyba błędem było to, że weszła w Zabrzu w układ właścicielski, a nie sponsoringowy i chyba się przeliczyła - dowodzi ustępujący sternik śląskiego klubu.
Według byłego prezesa Górnika duży wpływ na fatalną kondycję finansową zabrzańskiego klubu miały swobodne wydatki poprzedniego zarządu. Pracownicy odchodzący z klubu otrzymywali odprawy, w wysokości sześciomiesięcznych poborów, bez względu na okres pozostały do końca umowy. Mazur tłumaczył się też z kulejącego klubowego marketingu. - Za tę działkę odpowiadałem dopiero od stycznia. Wcześniej zarządzał nią Maciej Sowicki, który był osobą zupełnie ode mnie niezależną, wytypowaną przez Allianz - wskazuje.
Mimo to, że Mazura przy Roosevelta już nie ma zamierza w dalszym ciągu uczestniczyć w życiu klubu. - W dalszym ciągu prowadzę rozmowy z firmą, która mogłaby zaangażować się w sponsoring klubu. W dalszym ciągu jestem też w kontakcie z Markiem Szczerbowskim, w sprawie meczu Górnika z Romą i przedstawicielami kopalni Wieliczka, która od przyszłego sezonu zaangażuje się w jakimś stopniu w sposoring klubu. Przez okres mojej pracy w Górniku przychody z tytułu sponsoringu nie spadły, lecz były na porównywalnym poziomie - przekonuje Mazur.
Były szef zabrzańskiego klubu tłumaczył się także z rosnącego wciąż zadłużenia klubu. Te na chwilę obecną szacuje się na kwotę 28 mln złotych. Na starcie kadencji Mazura to było o połowę niższe. - Ustępujący zarząd w rozliczeniu finansowym nie wziął pod uwagę premii obiecanych za awans do ekstraklasy i zamrożonej części płac. Tym samym poprzedni zarząd nieco się wybielił, a my odziedziczyliśmy kolejne zobowiązania. Zresztą w prognozie finansowej na ten rok był przewidziany wzrost zadłużenia, z tytułu awansu drużyny do ekstraklasy. Kiedy obejmowałem funkcję prezesa, to klubowe konto było prawie puste. Odchodzący zarząd przyznał sobie obfite odprawy, a na pieniądze czekały klubowe sprzątaczki, zarabiające tysiąc złotych. Dostawały tylko zaliczki - analizuje ustępujący prezes.
- Górnik drugi raz z tym zadłużeniem mógł sobie pozwolić na kolejny spadek do pierwszej ligi. Oznaczałby on koniec tego klubu, dlatego po awansie do ekstraklasy na spotkaniu z zarządem Allianz Polska przekonywaliśmy, że drużynie potrzebne są wzmocnienia. Najdroższy z zawodników, który trafił do nas latem był dziewiąty na klubowej liście płac. Naszych decyzji broni dziś wynik sportowy, a o Daniela Sikorskiego już w zimowej przerwie były zapytania z innych klubów. Na trzynaście letnich transferów wydaliśmy kilkukrotnie mniejszą kwotę, niż dwa lata temu Górnik wydał na pozyskanie pięciu piłkarzy - zapewnia Mazur.
Ustępujący prezes zamierza w dalszym ciągu współpracować z Ruchem Radzionków. - Chcę pomóc Tomkowi Baranowi i pomóc Górnikowi. W Cidrach występuje wielu zawodników, którzy mogą być przyszłością Górnika. Dziś możemy sprzedać każdego zawodnika obecnej kadry, bo mamy wielu młodych piłkarzy, którzy ogrywają się w niższych ligach i aspirują do walki o pierwszą drużynę. Mamy silną jedenastkę, ale i silną ławkę rezerwowych. Nie jest tak, jak miało to miejsce za czasów trenera Komornickiego, kiedy zespół na mecz wyjazdowy musiał jechać w trzynastu - uśmiecha się były prezes.
- Kiedy przychodziłem do Zabrza Stanisław Oślizło gnieździł się w małym pokoiku na końcu korytarza. Dziś wszyscy wiemy kim on jest. W klubie pracuje zresztą wielu byłych zawodników, czyli ludzi, którzy ten klub mieli w sercu. A jeden z wiceprezesów Allianz zapytał mnie po co nam w Górniku ludzie, którzy tworzyli historię tego klubu - mówi łamiącym się głosem Mazur.
W poniedziałek Mazur pożegnał się z pracownikami klubu. Nie było mu dane dotąd pożegnać się z drużyną. - Michael Muller powiedział, że mogę spotkać się z drużyną tylko w jego obecności. Zresztą ten pan nie rozmawiał ze mną od pół roku. Nie odpisywał na maile i nie odbierał telefonów. Podobnie się miało to w marcu, kiedy przy okazji meczu z Polonią Warszawa z Mullerem chciała spotkać się drużyna. Wykręcił się on obowiązkami i radził spotkać się z wiceprezesem Świątkiem. Ostatecznie do spotkania nie doszło - bezradnie rozkłada ręce były szef Górnika.
Jakie rady ustępujący prezes da swojemu następcy? - Powinien robić to, co uważa za słuszne. Nie dać się manipulować, bo Górnik nie może być czyjąś zabawką. W poniedziałek doszło do zmiany właściciela pakietu większościowego akcji, które przejęło miasto. Chciałbym tylko nadmienić, że bycie właścicielem Górnika Zabrze nie jest równoważne z tym, że Górnik jest czyjąś własnością - puentuje odchodzący prezes utytułowanego śląskiego klubu.