Nie ma co, żeby prezes zawracał głowę piłkarzom - rozmowa z prof. Januszem Filipiakiem, prezesem Cracovii

Z prezesem Cracovii, prof. Januszem Filipiakiem rozmawiamy o arcyważnym spotkaniu z Arką Gdynia, które może przybliżyć Pasy do utrzymania w lidze i o gasnącej współpracy jego Comarchu z TSV 1860 Monachium.

Maciej Kmita: Przed pana Cracovią bardzo ważny mecz w Gdyni z Arką. W razie zwycięstwa po raz pierwszy w sezonie opuścicie ostatnie miejsce w tabeli. Motywował pan piłkarzy w jakiś specjalny sposób?

Prof. Janusz Filipiak: Z drużyną mam dobrą relację. Nie ma co, żeby prezes chodził i zawracał głowę piłkarzom. Znamy się, wiedzą wszystko, wiedzą jaką premią dostaną, to co ja będę wchodził do szatni. Piłkarze mają premię za każdy mecz, premię za utrzymanie. My jako zarząd nic więcej nie możemy zrobić.

Po raz pierwszy w swojej historii na mecz ligowy Cracovia udała się samolotem. Czyja to była inicjatywa?

- To było dosyć oczywiste dla wszystkich. Nie ma co szukać inicjatora tego przedsięwzięcia. Gdynia jest daleko, więc podróż autokarem w ogóle nie wchodziła w rachubę. Pociągi wbrew temu, co się powszechnie mówi, jeżdżą bardzo nieregularnie, a poza tym taka podróż to kilkanaście godzin. Samolot był naturalnym wyjściem.

(Rozmowę przerywa nam gol Łukasza Piątka w meczu Polonia Bytom - Polonia Warszawa. - 1:0 dla Polonii Warszawa. Bardzo ładna bramka, ładnie uderzył. Kto to? Piątek? Piękny strzał. Tak sobie właśnie leżę przed telewizorem, odpoczywam i oglądam mecze...)

A sam pojawi się pan w Gdyni?

- Nie mogę przylecieć. Kiedy ja byłem w Orange Sport? W czwartek, czyli w środę wieczorem wróciłem do Polski, teraz jestem, a w niedzielę lecę do Niemiec.

Czyli - jak słyszę - zostaje relacja w telewizji?

- Dobrze pan słyszy. Oczywiście mecz będę oglądał w telewizji, jak każdą kolejkę.

Co jeśli Cracovia w Gdyni nie wygra? Koniec marzeń o pozostaniu w lidze?

- Nawet jak wygramy, to do końca będzie walka o utrzymanie. Nawet jak wygramy jeszcze z Polonią Bytom, to będziemy najwyżej dwa miejsca od końca, więc duże emocje będą do końca. Nie będzie tak, że w Gdyni wygramy i będziemy w niebie, tylko musimy do końca walczyć.

Źle się dzieje w TSV 1860 Monachium. W sobotę Suddeutsche Zeitung podała, że zadłużony klub chce wykupić jordański miliarder, Hassan Abdullah. Wie pan coś więcej na ten temat?

- Nie śledzę tego tak blisko. Takie doniesienia są od pewnego czasu i takie z klubu mam wstępne informacje. Nie jestem jednak w stanie panu powiedzieć na ile to jest realne. Kwestia dotyczy włożenia w TSV 20 mln euro za długi w latach przeszłych.

Rozważa pan zakończenie współpracy Comarch z TSV 1860?

- Co drugi dzień mam w tej sprawie telefon z Niemiec, ale na razie wszystko jest w strefie spekulacji. Na razie nie można powiedzieć nic wiążącego. Niemcom odpowiadam, że klub jest w bardzo kiepskiej sytuacji finansowej i póki się nie zmaterializuje konkretna pomoc na poziomie 20 mln euro, to nie ma co mówić. Nie chce mi się spekulować o tym. Mam inne, realne problemy na dziś.

W sieci pojawiły się informacje, jakoby miał pan powiedzieć, że w razie piątkowej porażki wycofa się pan ze sponsorowania klubu. Lwy przegrały 1:2...

- To nie ma nic wspólnego z wynikiem sportowym. Sytuacja finansowa klubu, o której informacje Comarch posiada jest bardzo trudna. Jest tak duży dług z lat minionych... My nie zamierzamy za to płacić.

Komentarze (0)