Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz wygraliśmy - komentarze trenerów po meczu Śląsk Wrocław - Korona Kielce

Śląsk Wrocław przegrał z Koroną Kielce. Po meczu szkoleniowiec kielczan, Marcin Sasal bardzo komplementował grę swojego bramkarza. Orest Lenczyk narzekał na grę napastników.

Artur Długosz
Artur Długosz

Marcin Sasal (trener Korony Kielce): Pierwszą połowę chcieliśmy zagrać zachowawczo, żeby przede wszystkim nie stracić bramki. Rzeczywiście nam się to udało. Statystyki - jeżeli chodzi o atak - nie są dla nas budujące, ale cel został osiągnięty. W przerwie uczulałem zawodników, żeby przede wszystkim czekali na swoją szansę, bo Śląsk się musi otworzyć, bo ten zespół też chce wygrać mecz. Była ta sytuacja, gdzie Niedzielan wyszedł praktycznie sam na sam z bramkarzem. Myślę, że to był taki przełomowy moment meczu. Zdobyliśmy gola po stałym fragmencie gry - 1:0 i trzeba było bronić wyniku do końca. Myślę, że kapitalnie zagrał Zbyszek Małkowski, który wyjął praktycznie dwie, trzy sytuacje bramkowe dla Śląska. Cieszę się, że się w końcu przełamaliśmy. W końcu mamy zwycięstwo, na tę radość w szatni czekaliśmy bardzo długo. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz wygraliśmy. Myślę, że teraz będziemy mieli już z górki. W tym meczu szczęście do nas wróciło, bo ostatnie nie mieliśmy go zbyt wiele.

Orest Lenczyk (trener Śląska Wrocław): Stało się, trener jest zawsze w takiej sytuacji, że na końcu przegrywa. Szkoda, że to nie ja przegrałem, tylko drużyna. Serdecznie chciałem podziękować kibicom kibicom za skandowanie mojego imienia i nazwiska. Przyznam szczerze, że na początku nie rozumiałem co skandują. Byłem tak zajęty tym, co się dzieje na boisku. Mecz nieudany, mecz z drużyną, która wywalczyła zwycięstwo. Zwycięstwo po błędzie naszego bramkarza. Prawdopodobnie większość golkiperów w takiej sytuacji by tę piłkę piąstkowało. Przegrała drużyna, która nie zdobyła bramki, nie znalazła antidotum na obronę Korony, która w pewnym momencie stanęła na 25. metrze i wybijała piłki. My jak już zaczęliśmy przegrywać to raczej przegrywali te piłki w szesnastkę przeciwnika co było raczej grą chaotyczną. Nie można było stworzyć sytuacji do strzelenia nie mówię bramki, ale w kierunku bramki, a te uderzenia, które były to krótko mówiąc za mało. Jak przypomnę sobie ile obydwaj napastnicy oddali strzałów na bramkę, to na pewno jest to zdecydowanie za mało. Z kolei Korona była na tyle groźna, każdy ich kontratak był bardzo niebezpieczny. Sporo sił na pewno kosztowało to zawodników defensywy i nie tylko defensywy. Jeżeli los tak chciał to przed świętami mamy jeszcze mecz z Wisłą, choć zdaję sobie sprawę, że poprzeczka jest bardzo, bardzo wysoko przed tym spotkaniem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×