Marcin Frączak: Arka zapowiadała walkę na Konwiktorskiej o trzy punkty, tymczasem sromotnie poległa. Jak pan ocenia to spotkanie?
Radek Mynar: Wygraliśmy bardzo pewnie, ale zwycięstwo mogło być jeszcze bardziej okazałe. Już w pierwszej minucie mieliśmy okazję na gola, po chwili następną. Po pierwszej połowie prowadziliśmy 2:0, więc Arka po przerwie musiała się otworzyć. Musiała zaatakować, przez co nam było łatwiej stwarzać kolejne bramkowe okazje.
Nie wyszedł pan na drugą połowę. Co się stało? Kontuzja się odnowiła? A może trener uznał, że połówka wystarczy?
- Chciałem grać cały mecz, ale coś mi strzeliło w nodze. Poczułem ukłucie, nie chciałem ryzykować. Długo byłem kontuzjowany, więc naturalne, że lepiej wcześniej zejść, niż grać z obawą odnowienia kontuzji.
Do składu Polonii Warszawa wrócił pan niedawno, na mecz z Polonią Bytom. A kilka miesięcy temu, właśnie w spotkaniu z zespołem z Bytomia doznał pan kontuzji. Bał się pan tego symbolu?
- Nie. Ja staram się całkowicie zapomnieć o tym dla mnie przykrym zdarzeniu. Kolano zostało wyleczone, nie miałem więc powodu się obawiać, ani w meczu w Bytomiu, ani w spotkaniu z Arką. Przeciwko Arce po prostu chuchałem na zimne. Po co kusić niepotrzebnie los.
Polonia odniosła czwarte, kolejne zwycięstwo w lidze. Kilka tygodni temu trudno było się czegoś takiego spodziewać!
- Oczywiście. Przyszedł nowy trener, a z nim nowe nadzieje, że możemy w lidze znów wygrywać. Zaczęliśmy zdecydowanie lepiej grać. Dwanaście punktów w czterech meczach, to coś wspaniałego.
Jeszcze niedawno w Polonii nikt nie myślał o europejskich pucharach, z kolejki na kolejkę zespół jednak pnie się w górę tabeli. Wróciły nadzieje na wywalczenie prawa do gry w eliminacjach do Ligi Europejskiej?
- Puchary, to jeszcze odległa perspektywa. Myślimy bardziej o kolejnym meczu. Chcemy jak najwięcej wygrywać. Na razie nam się to udaje, sytuacja zaczyna się dla nas dobrze układać. Jest ciasno w tabeli, ale lepiej nie wybiegajmy za bardzo do przodu. Lepiej jak się będziemy koncentrować na najbliższych spotkaniach.
Przed Polonią teraz mecz ze Śląskiem Wrocław. Kto wiec czy wynik tego meczu nie zadecyduje w dużym stopniu o pucharach. We Wrocławiu też o tym myślą!
- My do tego tak nie podchodzimy. Zagramy niebawem kolejny mecz, tym razem ze Śląskiem, później z kimś innym. Zespół z Wrocławia, to wymagający rywal. Miał długą serię kolejnych meczów bez porażki. Ostatnio wygrał przecież u siebie z Wisłą. To budzi szacunek, ale stać nas na zwycięstwo. Chcemy dalej kontynuować dobrą passę.
Po krótkiej erze holenderskich trenerów, na Konwiktorską wrócił Jacek Zieliński. Co się stało z zespołem? Dlaczego zaczął zdecydowanie lepiej się prezentować?
- Szczerze mówiąc to nie wiem. Ja za poprzedniego trenera nie miałem okazji zbyt dużo grać. Na pewno poprawiła się atmosfera. Trener Jacek Zieliński wie jak z nami rozmawiać, jak dotrzeć do zespołu. Tego chyba było nam potrzeba.
Powrót trenera Zielińskiego, to w pana przypadku był strzał w dziesiątkę. Szkoleniowiec ten zna pana bardzo długo, więc pewnie łatwiej było panu wrócić do składu Polonii. Chyba wraz z jego przyjściem nie musiał się pan obawiać, że zostanie odstawiony na boczny tor?
- Gdy trener Zieliński wrócił ja już byłem zdrowy. Brałem przez jakiś czas udział w zajęciach z całym zespołem. Decyzje personalne nie należą do mnie, to trener je podejmuje.
Muszą być one dosyć trafne, bo Polonia zaczęła stwarzać w ostatnich meczach dużo bramkowych sytuacji. Z czego to wynika?
- Zespół odblokował się psychicznie, poczuliśmy się pewniej. Wcześniej też stwarzaliśmy sobie okazje, może nie tyle co teraz, ale ich nie wykorzystywaliśmy. Byliśmy już tuż nad strefą spadkową, a potem nastąpił szybki marsz w górę tabeli. Po czymś takim gra się swobodniej, łatwiej też o improwizację na boisku.