Trafne wybory Oresta Lenczyka

Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. A że z Oresta Lenczyka rzemieślnik przedni, to jego Śląsk - osłabiony brakiem dwóch czołowych zawodników - wyprawę do Warszawy okrasił nieoczekiwanym zwycięstwem.

Wojskowi do stolicy przylecieli samolotem, na pokładzie zabrakło jednak kontuzjowanych Przemysława Kaźmierczaka, Sebastiana Mili, Dariusza Sztylki i Łukasza Gikiewicza. Ten ostatni tuż przed świętami ukłuł krakowską Wisłę, dwóch pierwszych grą Śląska dyryguje od początku rozgrywek. Mimo istotnych osłabień wrocławianie na murawie się jednak nie położyli i utarli nosa Polonii, która przed pierwszym gwizdkiem jednogłośnie okrzyknięta została przez media zdecydowanym faworytem.

- Właśnie tego się obawialiśmy - tej nieprzewidywalności i jakiegoś elementu zaskoczenia ze strony przeciwnika - nie krył po ostatnim gwizdku w rozmowie z dziennikarzami trener przegranych, Jacek Zieliński. - Cały czas zastanawialiśmy się, co trener Lenczyk jest w stanie wymyślić bez Mili, Kaźmierczaka, Sztylki i tak dalej. Wydaje się, że z tej ciężkiej sytuacji wybrnęli obronną ręką i za to wielkie słowa uznania dla drużyny i trenera - nie kryje doświadczony szkoleniowiec Czarnych Koszul.

Kaźmierczak przy Konwiktorskiej nie grał, a Śląsk mimo to poradził sobie z Polonią

Z zestawieniem formacji defensywnej - w Śląsku zdecydowanie najmocniejszej i kluczowej - Lenczyk problemu nie miał, wypuszczając na klepisko przy Konwiktorskiej kwartet złożony z Tadeusza Sochy, Jarosława Fojuta, Piotra Celebana i Mariusza Pawelca. Schody zaczęły się przy obsadzie środka pola, które doświadczony szkoleniowiec powierzył Antoniemu Łukasiewiczowi i debiutującemu w lidze Rokowi Elsnerowi, wspieranych przez nietypowo ustawionego Piotra Ćwielonga.

Lenczyk po meczu chwalił wszystkich. Wyróżnił zarówno słoweńskiego debiutanta (w pierwszej połowie popisał się świetnym podaniem do Amira Spahicia, który wyszedł wówczas sam na sam z Sebastianem Przyrowskim), jak i Łukasiewicza oraz Ćwielonga. - Piotrek sprawdził się w tym meczu na swojej pozycji, choć miał twardy orzech do zgryzienia. Brał udział w kontratakach, a jak wiadomo, nie jest piłkarzem o końskiej kondycji, jego atutem jest jednak szybkość - tłumaczył trener na pomeczowej konferencji prasowej.

Ćwielong (tu walczy z piłkarzami Korony) po meczu w Warszawie zebrał sporo pochwał

Na lewym skrzydle mecz rozpoczął Spahić, którego w przerwie zmienił bohater sobotnich zawodów, Waldemar Sobota. - Proszę napisać, że to był nos trenera, często tak się właśnie pisze - śmiał się po ostatnim gwizdku Lenczyk. - Było to przygotowane, obawialiśmy się jednak, że będziemy musieli robić zmiany nie taktyczne, lecz takie z konieczności - tłumaczył, usprawiedliwiając także nie do końca zdrowego Spahicia. - Wszystkie jego błędy wynikały z częściowej niedyspozycji.

Na środku ataku Lenczyk postawił w sobotę na Łukasza Madeja. - W pierwszym składzie było kilka zmian, co pokazuje, że zespół jest wyrównany. Widać, że ci co wchodzą, wcale nie odstają - podkreślił po meczu jedyny napastnik Wojskowych, wskazując też na piorunującą zmianę Soboty, który po indywidualnej akcji strzelił w drugiej połowie decydującą bramkę. - Każdy czeka na swoją szansę i cieszymy się, że jako zespół potrafimy ją wykorzystać - przyznał z uśmiechem na twarzy. Ciekawe, na kogo pan Orest postawi w kolejnym meczu.

Komentarze (0)