GKS Katowice w fatalnym stylu zakończył rozgrywki na zapleczu ekstraklasy. Śląska drużyna doznała czterech porażek z rzędu i zamiast dobić do górnej połówki tabeli zakończyła sezon na jedenastym miejscu. Od dłuższego czasu fani Gieksy domagali się dymisji trenera Wojciecha Stawowego. Czarę goryczy przelał sobotni mecz z Pogonią przy Bukowej, w którym katowiczanie prowadząc dali sobie strzelić dwie bramki i schodzili z boiska pokonani.
Na trybunach atmosfera była gorąca. Kibice długimi fragmentami wylewali całą swoją niechęć wobec Stawowego m.in. machając chusteczkami na pożegnanie 45-letniego szkoleniowca. W sali konferencyjnej czekała na niego nawet taczka, ale trener nie zjawił się na spotkaniu z mediami, wpuszczając do jaskini lwa swojego asystenta, Marcina Gabora. - Trener bardzo przeżywa tę porażkę. Zresztą ja także. Chcieliśmy w dobrym stylu pożegnać się ze swoimi kibicami - przekonywał drugi trener śląskiej drużyny.
Asystent Stawowego usiłował bronić sztab szkoleniowy przed falą krytyki. - Kibice mają prawo do wyrażania własnej opinii. My wolelibyśmy jednak, żeby nasza praca była oceniana przez pryzmat całego sezonu, a nie kilku meczów. Przejmowaliśmy zespół na siedemnastym miejscu w tabeli z dwoma punktami na koncie. Włodarze nakreślili przed nami cel na ten sezon, jako spokojne utrzymanie i udało nam się go osiągnąć - dowodził Gabor.
Przedstawiciele kibiców, którzy na konferencji się pojawili, argumentację trenera puścili jednak mimo uszu. Zdecydowali się nawet zadać kipiące ironią pytanie trenerowi Pogoni, Jerzemu Rotowi. - W pierwszej połowie byliście jakby przestraszeni. Baliście się naszej Barcelony? - pytali retorycznie, nawiązując do planu wdrażanego przez duet Stawowy-Gabor mający na celu stawianie w głównej mierze na graczy wychowanych w GKS. - Barcelona jest jedna, choć u nas w Polsce przyrównują się do niej nawet zespoły z A klasy - odpowiedział szkoleniowiec szczecinian, nie tracąc fasonu.
Niewykluczone, że kibice osiągną swój cel i w Gieksie dojdzie do zmiany trenera. - Nie uciekniemy od tego, żeby szukać przyczyn słabej końcówki sezonu. Potrzebujemy na to kilku dni, bo żaden z nas nie zdecyduje się na gorąco komentować pewnych spraw. Każdy proces wymaga czasu i głębokiego zastanowienia. Na gorąco często padają ostre słowa i odważne deklaracje. Ja na pewno się o nie, nie pokuszę - spuentował drugi trener śląskiego pierwszoligowca.