Mecz pomiędzy Śląskiem Wrocław a Lokomotiwem Sofia wcale nie musiał się rozstrzygnąć w rzutach karnych. W 110. minucie po dośrodkowaniu Łukasza Madeja w doskonałej okazji niecelny strzał głową oddał Marek Wasiluk. Jak w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl przyznał wypożyczony z Cracovii zawodnik nie miał on obaw, że ta sytuacja zaważy na losach potyczki. W rzutach karnych wrocławianie byli bowiem bezbłędni. - Pewnie do tego podchodziliśmy. Wszystkie strzały były pewne, też się w sumie dobrze czuliśmy przed konkursem rzutów karnych. Mieliśmy taką nadzieję i przeświadczenie, że piłka jednak tym razem okaże się sprawiedliwa i to lepsza drużyna awansuje. To się udało. Ćwiczyliśmy ostatnio rzuty karne i całkiem fajnie to wychodziło. Na treningu przed meczem chyba wszystkich dziesięciu zawodników strzeliło bramki, także podeszliśmy do tego pewni siebie i to było widać - powiedział Wasiluk.
Mecz w Sofii nie należał do najłatwiejszych. O ile w spotkaniu we Wrocławiu Śląsk miał zdecydowaną przewagę to w rewanżu Bułgarzy potrafili już groźnie zaatakować. - Na pewno nie było łatwo. Było to trudniejsze spotkanie niż we Wrocławiu. Mimo to byliśmy chyba lepszą drużyną i zasłużyliśmy na ten awans - skomentował obrońca WKS-u.
- Wiadomo, że oni grając przy własnej publiczności zaatakowali z trochę większym animuszem niż na Oporowskiej. Rzeczywiście piłkarze Lokomotiwu mieli jakieś sytuacje, ale w przekroju tego dwumeczu na pewno nie stworzyli ich tyle co my. To my byliśmy w tym zdecydowanie lepsi - dodał.
W niedzielę wicemistrzowie Polski w meczu w T-Mobile Ekstraklasie zagrają z ŁKS-em. - Jakby te 120 minut nie wyglądało to nie ma co mówić - to zostaje w organizmie. Myślę jednak, że zrobimy wszystko, żeby dojść do siebie i wygrać ten mecz z ŁKS-em - podsumował Marek Wasiluk.