Wisła nie boi się "syndromu Lecha"

Od dwóch remisów sezon T-Mobile Ekstraklasy rozpoczęli mistrzowie Polski. Piłkarze Wisły wystartowali kiepsko, "syndromu Lecha" się jednak nie boją.

W tym artykule dowiesz się o:

Kolejorz w poprzednim sezonie nie był w stanie skutecznie łączyć walki na europejskiej arenie z grą w rodzimej ekstraklasie, co na finiszu rundy jesiennej zaowocowało miejscem w środku ligowej tabeli. Wiosnę poznaniacy także rozpoczęli słabo i do czołówki doszlusować nie byli już w stanie. Teraz przed problemem łączenia rywalizacji w europejskich pucharach i T-Mobile Ekstraklasy stanie Wisła Kraków.

- Mam nadzieję, że nie powtórzymy historii Lecha - przyznaje szkoleniowiec Białej Gwiazdy, Robert Maaskant. - Uważam, że moja drużyna jest wystarczająco silna, aby podołać zadaniom, jakie przed nią stoją. Jesteśmy dobrze przygotowani, a nasza kadra jest szersza od tej, jaką w ubiegłym roku dysponował Lech - wyjaśnia holenderski trener. Gdy do gry w lidze dopuszczony zostanie już Marko Jovanović, Maaskant będzie miał do dyspozycji po dwóch graczy na każdą pozycję.

W powtórkę z rozrywki i ligowe niepowodzenia związane z koniecznością walki w pucharach nie wierzy także Patryk Małecki. - Wszyscy jesteśmy głodni gry - podkreśla. - Trzeba oczywiście poprawić parę elementów, przede wszystkim skuteczność. Jeśli chcemy grać na trzech frontach, musimy także rozsądnie dysponować naszymi siłami, a w spotkaniu z Polonią fizycznie wyglądaliśmy bardzo dobrze. Z meczu na mecz się rozkręcamy. Wiadomo, liga się dopiero zaczyna. Ale z tygodnia na tydzień wyglądamy coraz lepiej.

Źródło artykułu: