Michał Gałęzewski: Ile bramek mogłeś strzelić w meczu w Gdańsku?
Andrzej Niedzielan: Jedną bramkę strzeliłem i przynajmniej jedną powinienem.
No właśnie. W pierwszej połowie, kiedy to po twoim strzale piłka wpadła do bramki, sędzia odgwizdał spalonego. Powtórki telewizyjne pokazały, że niesłusznie...
- Nie było spalonego i nie ma co się tutaj czarować. Strzeliłem bramkę i szkoda, że nie została ona zapisana. Mimo to powinienem dostać klapsa, gdyż miałem kolejne szanse na strzelenie bramki, a stuprocentowe sytuacje muszę wykorzystywać. Widać, że jest nad czym pracować i do pełnej formy mi trochę brakuje. Muszę pracować nad skutecznością.
Jak to możliwe, że po minięciu Małkowskiego nie zdecydowałeś się na strzelenie do pustej bramki?
- To musiała być bramka i nie ma dla mnie tłumaczenia. Zawahałem się, a dla napastnika nie ma nic gorszego właśnie od tego. Ciągle jeszcze nie udało mi się strzelić gola w tym sezonie, na szczęście tym razem uratowali mnie koledzy. Trzeba będzie postawić colę Wiśni.
Nie byłeś tam faulowany przez powracającego do bramki Małkowskiego?
- Nie chciałbym kopać pana sędziego, bo już trochę leży, no może klęczy. Faktycznie wpadł we mnie całym impetem i wydaje mi się, że nie był zainteresowany piłką.
Również często byłeś łapany na spalonych...
- Może jestem za szybki dla pana liniowego? Może musi przyjechać do Krakowa i zrobię mu trening szybkościowy (śmiech, dop. red.).
W ubiegłym sezonie Lechia grała finezyjną piłkę, a tym razem to wy graliście ładniej dla oka. Próbowaliście w niedzielę pokonać gdańszczan ich bronią?
- Cieszą takie słowa, bo ostatnie nasze spotkania graliśmy u siebie, ale gra wyglądała różnie i nie zdobyliśmy żadnego punktu. Przyjeżdżając do Gdańska i zdobywając punkt pokazaliśmy, że potrafimy się podnieść w ciężkim momencie. W końcu po dwóch porażkach zremisowaliśmy na wyjeździe na otwarcie stadionu z dobrze grającą Lechią potrafiliśmy się podnieść po stracie bramki. Gratulacje dla chłopaków. Mamy niedosyt, bo powinniśmy zdobyć trzy punkty, ale wiemy nad czym pracować.
Przed tym spotkaniem Lechia i Cracovia zajmowały 14 i 15 miejsce w lidze, a mecz obejrzało ponad 34 tysiące widzów. Nie brzmi to jak science fiction?
- Dlaczego? Jak są takie stadiony, to warto przychodzić i oglądać je całymi rodzinami. Jak widać T-Mobile Ekstraklasa nie jest taka słaba, jak się mówi. Atmosfera na meczu była dobra, poziom też nie najgorszy i o to tutaj chodzi.
Sezon zaczęliście od porażek, teraz przyszedł remis. Czy Cracovia zacznie grać tak, jak w rundzie wiosennej?
- Musimy zacząć lepiej grać, ale postęp było widać w Gdańsku. Mi brakuje skuteczności, ale fajnie że w końcu ktoś nas chwali. Po dwóch meczach nie było w naszej grze nic pozytywnego, a teraz dobrze to wyglądało. Szkoda trzech punktów, ale jest jeden i robimy mały kroczek do przodu. Pokazaliśmy charakter i to się liczy.
Odczuliście mimo wszystko ulgę po zdobyciu punktu?
- Oczywiście, że tak! Kamień z serca nam spadł i nie ma co ukrywać. Widać postęp w naszej grze, nie jesteśmy chłopcami do bicia i łatwo z nami nie będzie. Po pierwszych dwóch meczach można było tylko czekać, aż przeciwnicy będą zdobywać bramki. Mogę obiecać, że nie będzie powtórki z zeszłego sezonu.
A co sądzisz o postawie Lechii? Było widać, że nie grają tak, jak potrafią. Czy powodem mogło być spięcie spowodowane grą na nowym stadionie?
- To my postawiliśmy wysokie wymagania. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala i przyjechaliśmy popsuć Lechii święto, co udało nam się połowicznie. Z pewnością nie jest to jeszcze Lechia z poprzedniego sezonu. Co prawda są oni wciąż dobrzy piłkarsko, ale nie prezentują takiej formy, jak choćby w meczu, który wygrali w Kielcach 3:2, gdy byłem jeszcze piłkarzem Korony.
W najbliższej kolejce jedziecie do Białegostoku...
- … i na pewno jedziemy tam po punkty! Nie położymy się tam i chcemy zgarnąć pełną pulę. Forma rośnie, morale urosną.