Orest Lenczyk: Mogliśmy mieć wszystko, a mamy to co mieliśmy

Śląsk Wrocław przegrał pierwsze spotkanie w T-Mobile Ekstraklasie w tym sezonie. O niedzielnym spotkaniu długo wypowiadał się szkoleniowiec wicemistrzów Polski, Orest Lenczyk. Jak zwykle nie zabrakło ostrych komentarzy.

- Mogliśmy mieć wszystko, a mamy to co mieliśmy. Mam na myśli punkty. Trafiliśmy na drużynę, która zwłaszcza w pierwszej połowie wykorzystała swoją przewagę szybkościową. My graliśmy ślamazarnie, traciliśmy piłkę czasem w nieodpowiedzialny sposób. Chcąc odrabiać w drugiej połowie, trzeba było wzmocnić przede wszystkim atak i nie tylko środkowym napastnikiem, ale również ofensywnymi pomocnikami. Zmiana, którą dokonałem za Marka Wasiluka wynikała z urazu głowy. Lekarz orzekł, że nie jest zdolny do gry i nie chodzi o to, że nie grał najlepszego meczu - mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener wicemistrzów Polski. W niedzielę Śląsk na Oporowskiej przegrał z Widzewem 1:2.

Wrocławianie przegrywali już 0:2, ale zdołali strzelić jednego gola. - Wydawało się, że jeszcze jesteśmy w stanie ruszyć, ale to ruszyć trzeba raczej w cudzysłowie powiedzieć, ponieważ kolejni zawodnicy tracili szybkość i przegrywali pojedynki - dodał szkoleniowiec.

Piłkarze Śląska często tracili piłkę po prostych błędach, albo po niedokładnych podaniach. Wtedy łodzianie przeprowadzali groźne akcje. Widzew już po pierwszej połowie prowadził dwoma golami. - Graliśmy lepiej w obronie w drugiej połowie, natomiast w środku boiska zrobiło się nieciekawie, ponieważ zawodnicy Widzewa grali lepiej i spokojniej, a momentami skutecznie wybijając piłkę daleko na naszą połowę. Przed meczem miałem wiele rozmów dotyczących wystawienia najlepszej jedenastki. Braliśmy pod uwagę to co się działo z zawodnikami w ostatnich dwóch trzech tygodniach, jak i również ich umiejętności - skomentował Orest Lenczyk.

- Od początku nam się mecz nie układał. Widzew grał spokojniej, szybciej. Kilkoma zagraniami zdobywał trener i groźnie atakował, i strzelał. Mamy to co mieliśmy. W perspektywie najbliższych spotkań na wyjeździe z Koroną i Cracovią dobrze, że w tej chwili jest dwutygodniowa przerwa, aby doprowadzić do pełnego remontu, przygotowania zawodników. Muszę przypomnieć, że graliśmy jedenasty mecz o stawkę od 14 lipca. Nie mam zamiaru mieć do zarodników pretensji - kontynuował "Oro Profesoro".

W środku pola w zespole Śląska operował między innymi Sebastian Dudek, który stracił bardzo wiele piłek. - Zagrał Sebastian Dudek, nie grał w ostatnim meczu w Timisoarze, miał prawo być liderem zespołu. Niestety nie mogę powiedzieć, że tak było. Jeżeli wiedzieliśmy o Widzewie, że w środku będą mocni to mogę powiedzieć, że my nie byliśmy mocni - wyjaśnił doświadczony trener.

Trener WKS-u zwrócił także uwagę na grę dwóch bocznych pomocników Widzewa - Niki Dzalamidze i Princewila Okachi. - Bieganiem, techniką, dryblingiem momentami rozpracowali nasza obronę. Tylko brawo bić. Uczulaliśmy na to naszych zawodników, że nasi stoperzy mogą mieć problemy z nimi. Tak się stało. Mogę zaproponować porównanie jak oni grali, a jak grali dwaj nasi boczni pomocnicy. Jak Sobota wszedł to coś tam jeszcze pograł. Pamiętam też, że ci dwaj piłkarze Widzewa mieli też taki okres, że na ławie siedzieli - podkreślił "Nestor" polskich trenerów.

Od pewnego momentu na boisku przebywało jednocześnie dwóch napastników Śląska - Johan Voskamp i Cristian Diaz. - Zagrali obaj, bo taka była konieczność. Brakuje jeszcze, żeby ktoś powiedział, że jest konflikt między nimi. Obydwaj potrafią to co potrafią. Jeżeli jest dwóch napastników to coś nie gra w tej formacji, która dużo nam dobrego jednak dała w ostatnich dziesięciu miesiącach - wyjaśnił Orest Lenczyk.

Komentarze (0)