Czołówka ucieka Pogoni, ale trener Sasal dostrzega dobry prognostyk

Solidnie przemeblowany zespół Pogoni urwał punkt z trudnego terenu w Stróżach. Opiekun Portowców Marcin Sasal nakazał szanować ten rezultat, znajdując zarazem w grze swoich podopiecznych pozytywny prognostyk przed nadchodzącymi, wymagającymi meczami. Najbliższym sprawdzianem i szansą na odbudowanie zaufania w oczach własnych kibiców będzie dla szczecinian starcie z Bogdanką Łęczna.

Poszukujący wyjazdowego zwycięstwa Portowcy wybiegli na mecz z Kolejarzem w mocno przebudowanym składzie. Trener Marcin Sasal dokonał małej rewolucji w składzie już przed wyjazdem ze Szczecina, nie zabierając do autokaru dwóch najlepszych strzelców - słabo dysponowanego Vuka Sotirovicia i przemęczonego Ediego Andradiny. Kolejne zaskoczenia czekały na szczecińskich kibiców w wyjściowej jedenastce. Miejsce w środku pola zajęli bowiem - nominalny stoper Dawid Kucharski i powracający do składu Robert Mandrysz.

Ani odmieniona jedenastka Pogoni, ani stróżanie nie forsowali od pierwszych minut szaleńczego tempa. Spotkanie nie dostarczyło piłkarskich fajerwerków, na murawie królowały niedokładności i wzajemne nieporozumienia. Na murawie jako pierwsi odnaleźli się piłkarze Kolejarza, którzy w 14. minucie wyszli za prowadzenie. Tak piękny, jak przypadkowy strzał z niemal połowy boiska oddał Krzysztof Markowski, zaskakując wysuniętego Radosława Janukiewicza. - Niezwykłe, takiego gola jeszcze nie widziałem - przyznał Sasal.

- Stracona bramka nie załamała mojej drużyny, która zmobilizowana ruszyła w poszukiwaniu wyrównania. Walczyliśmy ambitnie, a nie pomagał nam stan murawy, który bardziej pasował do klasy okręgowej niż pierwszoligowej. Na takim boisku niełatwo grać - oceniał krytykowany w ostatnich dniach szkoleniowiec Pogoni. Jego podopieczni dopięli swego i doprowadzili do remisu po kwadransie. Indywidualną akcję zakończoną mierzonym strzałem przeprowadził Robert Kolendowicz. - Długo prezentowaliśmy się lepiej, grając z zaangażowaniem i pokazując charakter. Jechaliśmy po zwycięstwo, jednak wywozimy remis. Ten rezultat należy szanować i nadal pracować nad postawą w meczach wyjazdowych - ocenił Sasal.

Drogę do siatki w niedzielne popołudnie odnalazł skrzydłowy Robert Kolendowicz

Przełomowym momentem dla przebiegu drugiej połowy była ukaranie czerwoną kartką stopera szczecinian Błażeja Radlera. Osłabienie Portowców spróbowali wykorzystać gospodarze, którzy ruszyli do zdecydowanej ofensywy. Marcin Sasal przestawił swoją drużynę na grę z kontrataku, starając się przede wszystkim uniknąć utraty gola. - Walcząc w jedenastu spełnialiśmy przedmeczowe zadania. Po czerwonym kartoniku musieliśmy zmienić pomysł na grę i zrezygnować z pressingu. Przeszkadzaliśmy rywalom w inny sposób, mieliśmy także szansę na zdobycie gola ze stałego fragmentu, jednak się nie udało - tłumaczył opiekun Pogoni.

Punkt wywalczony w Stróżach jest pierwszym, który Portowcy dopisali na swoje konto od trzech kolejek. Przedsezonowy faworyt do awansu regularnie traci dystans do liderującego Zawiszy, a postawa zespołu w ostatnich tygodniach nie napawa kibiców optymizmem. Okazją na odwrócenie fatalnej serii i odzyskanie zaufania będzie sobotnia potyczka z Bogdanką Łęczna, zajmującą pozycję wicelidera i jadącą do Szczecina w roli cichego faworyta. Ewentualna strata punktów może oznaczać dla Pogoni poważne problemy w walce o czołowe lokaty tabeli. - Od poniedziałku rozpoczynamy misję Bogdanka. Coś w zespole drgnęło i jest to dobry prognostyk przed czekającymi wyzwaniami - dodał trener.

Komentarze (0)