Kiedyś na Zagłębie przychodziło po 35 tys. kibiców - rozmowa z Jerzym Lulą, nowym dyrektorem Zagłębia Sosnowiec

Od czasu odejścia z klubu Leszka Baczyńskiego, fotel dyrektora w sosnowieckim Zagłębiu pozostawał pusty. W końcu zasiadł w nim Jerzy Lula - były piłkarz, trener i działacz, a obecnie przedstawiciel struktur terenowych PZPN. Przed nim dużo pracy...

Piotr Tafil: Można powiedzieć, że jest pan związany z Zagłębiem od urodzenia…

Jerzy Lula: Tak. Urodziłem się tuż przy Stadionie Ludowym. Grałem w Zagłębiu jako piłkarz, później byłem trenerem grup młodzieżowych, asystentem trenera w pierwszej lidze i wreszcie działaczem.

Zagłębie staje się prawdziwym klubem regionu, przynajmniej jeśli chodzi o władze. Właściciel klubu, prezes, trener, teraz także dyrektor - wszyscy pochodzicie z Sosnowca i okolic.

- Taki model stosuje się teraz w większości drużyn na całym świecie. Byli zawodnicy i działacze pracują w klubach, bo najlepiej znają strukturę ich funkcjonowania, środowisko i wiedzą jak się w tym wszystkim sprawnie poruszać.

Jak pan,człowiek od lat będący przy Zagłębiu, ocenia okres ostatnich 15 lat w historii klubu. Upadek, później mozolny powrót do piłkarskiej elity, afera korupcyjna i nowy start od II ligi.

- Transformacja w Polsce bardzo mocno odbiła się na naszym klubie. Na początku lat 90. musieliśmy przystosować się do nowej rzeczywistości i zmienić sposób funkcjonowania Zagłębia. Skończyło się na spadku do piątej ligi i powrót trwał długo. Teraz znowu sprawa korupcji. Chcemy już o tym zapomnieć i zacząć wszystko od nowa.

Nazwisko Jerzego Luli już od jakiegoś czasu wymieniano w gronie kandydatów do objęcia funkcji dyrektora. Pan jednak zwlekał z podjęciem decyzji.

- Propozycję od właściciela klubu dostałem już w marcu, ale zdecydowałem się dopiero teraz. Bardzo długo współpracowałem z Leszkiem Baczyńskim i nie chciałem, wskakiwać na to stanowisko zaraz po jego zwolnieniu, bo mogłoby to zostać źle odebrane.

Nie boi się pan, że skończy jak Baczyński, który zrezygnował po konflikcie z właścicielem? Do dzisiaj trwają między nimi kłótnie, sprawa może znaleźć swój finał w sądzie.

- Ja gram w piłkę troszeczkę inaczej. Nie staram się podejmować decyzji jednoosobowo. Najpierw jest dyskusja, każdy przedstawia swój punkt widzenia i wybieramy to co najlepsze. Jesteśmy ludźmi dorosłymi, także nie ma mowy o żadnym oskarżaniu pana Szatana, czy grożeniu sądem. Mam z nim zresztą taką umowę, że jeśli uznamy, że nasza współpraca nie może dłużej trwać, to rozejdziemy się w przyjaźni. Jestem gotowy do kompromisów. Nie uważam się za najmądrzejszego na świecie.

Jak wygląda teraz podział obowiązków we władzach klubu?

- Prezes Hytry odpowiada za sprawy sportowe, ja za sprawy organizacyjne. Każdy ma jasno wytyczone pole działania. Mimo to staramy się konsultować ze sobą. Pytam pana Hytrego o pewne sprawy, podobnie on mnie. Dogadujemy się bardzo dobrze i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Nad nami jest właściciel i myślę, że ten model zda egzamin.

Oprócz Zagłębia, pełni pan też różne funkcje w strukturach PZPN-u. Jedno z drugim nie będzie kolidowało?

- Nie. Jedynym zastrzeżeniem jest to, że nie mogę być delegatem ds. bezpieczeństwa w grupie zachodniej II ligi. Do mojej pozycji w Związku dochodziłem tak długo, że nie chciałem wszystkiego burzyć jedną decyzją. Poza tym lubię to, co robiłem do tej pory i dobrze czuję się w strukturach PZPN-u.

Jak wyglądają obecnie stosunki na linii klub - władze miasta?

- Widać bardzo duże zaangażowanie prezydentów Górskiego i Jaskierni. Miasto bardzo aktywnie pomaga nam w poszukiwaniu sponsora. Musimy za to poprawić współpracę z MOSIR- em i dyrektorem Drążkiewiczem. Mają to być stosunki partnerskie, bo do tej pory bywało z tym różnie. Mamy te same cele, gramy w jednej drużynie i chcemy, by pan Drążkiewicz był dla nas jeszcze bardziej przychylny, niż był do tej pory.

Czyżby pojawiły się problemy z dalszą modernizacją Stadionu Ludowego?

- Priorytetem na najbliższy okres czasu jest zadaszenie stadionu i z tego, co wiem przetarg ma niedługo ruszyć. Mamy zapewnienie, że kolejne prace będą odbywały się etapami.

Czy wie pan, jaka była średnia frekwencja na meczach Zagłębia w poprzednim sezonie?

- Nie wiem, musiałbym sprawdzić.

Niecałe 3000 kibiców na mecz. Pod tym względem gorszy w całej OE był tylko klub z Grodziska. Czy za czasów pańskiej kariery piłkarskiej zdarzały się mecze, w których na pierwszoligowe Zagłębie przychodziło po 3000 osób?

- Coś takiego było nie do pomyślenia. Mogę podać przykład mojego debiutu w meczu z Górnikiem Zabrze, gdzie na stadion przyszło 35 tys. ludzi. Bardzo bym sobie życzył, żebyśmy choć w połowie zbliżyli się do tego, co było wtedy. Uważam, że w momencie, gdy stadion zostanie zmodernizowany i stanie się bezpiecznym, rodzinnym obiektem, frekwencja zdecydowanie się poprawi.

Czy oprócz modernizacji stadionu, która leży w gestii miasta, klub planuje jakiekolwiek długofalowe działania marketingowe, mające na celu przyciągniecie kibiców na mecze Zagłębia?

- Na pewno tak, ale na dzień dzisiejszy trudno mi powiedzieć, jaką te działania będą miały formę. Mamy dział marketingu, który się tym zajmuje. Gdybym nie wierzył, że to się uda, to nie podjąłbym pracy w klubie.

Zagłębie zaczyna sezon z karą ujemnych punktów za udział w tej nieszczęsnej korupcji. Klub wysłał już zapowiadane odwołanie od tej sankcji do PKOL?

- Jeszcze nie, ale dokumenty zostały już skompletowane i przygotowane do wysłania. Chcemy to za wszelką cenę załatwić, dlatego, że zostaliśmy ukarani potrójnie - degradacją, finansowo i ujemnymi punktami.

Komentarze (0)