Mila wygwizdany w Bielsku-Białej

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Jak grać pod presją nie tylko oczekiwań trenera i kolegów z zespołu odnośnie funkcji lidera drużyny, ale także przy nieustannych gwizdach pod swoim adresem, pokazał we wtorek Sebastian Mila. Rozgrywający walnie przyczynił się do awansu Śląska do 1/4 Pucharu Polski, m.in. dogrywając piłkę do strzelca jedynej bramki. Mila mógł jednak w 34 minucie meczu opuścić plac gry za dwie żółte kartki...

Takiej indywidualności jaką jest Sebastian Mila nie powstydziłby się żaden klub. Nie tyle strzelec decydującej bramki Holender Johan Voskamp, ale właśnie rozgrywający Śląska Wrocław był ojcem zwycięstwa tej drużyny nad Podbeskidziem w 1/8 finału Pucharu Polski. Mila jak zresztą w każdym meczu wykonuje tytaniczną pracę na boisku, odbierając piłkę rywalom, celnie dogrywając do partnerów i strzelając na bramkę przeciwnika. Były reprezentant Polski nie boi się pojedynków jeden na jeden (a nawet jeden na trzech!), których we wtorek stoczył mnóstwo. No i wreszcie piękne zagranie do Voskampa - aż żal byłoby nie wykorzystać takiej piłki.

29-letni pomocnik Śląska radził sobie bardzo dobrze na boisku, mimo iż był pod nieustannym "ostrzałem" słownym ze strony kibiców Podbeskidzia. A wszystko zaczęło się od 26 minuty i żółtej kartki dla Krzysztofa Wołczka. Chwilę później żółty kartonik otrzymał także Mila, który wdał się w utarczki słowne z sędzią meczu. Czarę goryczy przelała sytuacja z 34 minuty. Wówczas przy linii pola karnego pomocnik Śląska upadł teatralnie na boisko po rzekomym faulu Frantiska Metelki. Sędzia Marcin Szrek już wyciągał kartkę za symulowanie, a Mila udawał się w kierunku szatni wiedząc, że byłoby to już drugie "żółtko". Rozgoryczony Voskamp kopnął w stronę Richarda Zajaca. Nagle nastąpił zwrot akcji, a sędzie widząc, że musiałby ukarać jeszcze przed przerwą zawodnika Śląska czerwoną kartką, zmienił decyzję. Ostatecznie ani Mila, ani Voskamp nie otrzymali kartek, a wrocławianie... mogli wykonywać rzut wolny.

Mila był nieustępliwy tak w grze, jak i w potyczkach słownych, domagając się karania bielszczan za liczne faule. Na tą jego aktywność kibice Podbeskidzia reagowali buczeniem za każdym razem, gdy tylko pomocnik Śląska dostawał piłkę. Cała sytuacja nie spodobała się trenerowi Orestowi Lenczykowi. - Graliśmy na stadionie drużyny ekstraklasy. Szkoda tylko, że kibice zachowywali się tak, jakby to była piąta liga. Oni się popisywali zamiast kibicować swoim piłkarzom - powiedział portalowi SportoweFakty.pl rozgoryczony trener Śląska.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)