- Będę powoływał piłkarzy grających i będących w najwyższej formie w swoich klubach - zapowiadał w momencie objęcia reprezentacji Polski Franciszek Smuda i dość długo słowa dotrzymywał. W przypadku Eugena Polanskiego jest jednak inaczej.
Gdy były młodzieżowy reprezentant Niemiec debiutował w biało-czerwonych barwach (10 sierpnia z Gruzją), był podstawowym pomocnikiem FSV Mainz 05. Jego pozycja w zespole Thomasa Tuchela była na tyle silna, że występował w pełnym wymiarze czasowym co 3 dni.
Zmiana położenia Polanskiego o 180 stopni w zespole z Moguncji nastąpiła tuż przed meczami reprezentacji z Koreą Płd. i Białorusią. Po serii porażek (0:4 z Hoffenheim, 1:3 z K'lauern i 1:2 z Borussią) trener dokonał szeregu roszad w wyjściowej "11". Zmiany najmocniej uderzyły w 25-latka, który cały październik spędził na ławce rezerwowych bądź na trybunach.
Polanski nie gra w Mainz i niewiele wskazuje na to, by grać zaczął, skoro w ostatnich meczach nie wchodził nawet z ławki. "Franz" pozostał jednak konsekwentny i wysłał urodzonemu w Sosnowcu zawodnikowi powołanie na Włochy i Węgry. Być może nie miał innego wyjścia - gdyby pominął Polanskiego, krytykowano by go, że niepotrzebnie wywoływał zamieszanie związane z polskością wychowanka Borussii M'Gladbach. Cierpią na tym jednak inni piłkarze środka pola - Kamil Grosicki, Radosław Majewski, Cezary Wilk czy Ariel Borysiuk - dla których brakuje miejsca w kadrze.