Jarosław Kaszowski: Marzenia nie zawsze się spełniają

Jest żywą legendą Piasta Gliwice, chyba jako jedyny piłkarz na świecie przeszedł z jednym klubem wszystkie szczeble rozgrywkowe. O kim mowa? O Jarosławie Kaszowskim, którego od tego sezonu nie ma już w Gliwicach i nie będzie go także na otwarciu stadionu.

Wszyscy kibice Piasta Gliwice czekają już z niecierpliwością na sobotę i godzinę 18.00, kiedy to po raz pierwszy niebiesko-czerwoni zagrają mecz na swoim nowym stadionie. Nie ma w tym gronie Jarosława Kaszowskiego. - Niestety nie będzie mnie na tym spotkaniu. Myślałem, że się wybiorę, ale stanie się inaczej i nie uda mi się pojawić na stadionie - powiedział zawodnik okrzyknięty przez kibiców Piasta legendą ich klubu.

Oficjalnego zaproszenia gracz Ruchu Radzionków na to spotkanie nie dostał. Dzwonił tylko do niego menadżer gliwickiego Piasta z zapytaniem o to czy piłkarz zasiądzie na trybunach. - Nie dostałem żadnego oficjalnego zaproszenia na to spotkanie. Rozmawiałem jednak ostatnio z Januszem Bodziochem i pytał czy przyjadę na mecz, czy odbiorę sobie bilet. Wyszedłem z założenia, że nie chcę się narzucać, skoro oficjalnie nie zostałem zaproszony, nie wiedziałbym nawet, gdzie mam dokładnie siedzieć - stwierdził "Kasza". - Ruch Radzionków gra o 13.00, po spotkaniu przyjadę do domu, spędzę sobie czas z rodziną. Mam blisko z domu na stadion, więc będę widział przynajmniej jak się światła palą - dodał.

Nie można zaprzeczyć, że Kaszowski ma zadrę w sercu przez to, że nie będzie mógł wystąpić na nowym stadionie w barwach swojego ukochanego Piasta Gliwice. - Powiedzmy sobie szczerze. Przez wiele lat mówiłem o tym, że występ na nowym stadionie jest moim największym marzeniem. A jak to w życiu bywa - marzenia nie zawsze się spełniają. Na pewno trochę ochłonąłem i głowa myśli już zupełnie inaczej. Jednak nie jest tak, że będzie mi łatwo i przyjemnie usiąść i cieszyć się z otwarcia stadionu w taki sposób, w jaki sam bym sobie tego życzył. Wolę sobie ten czas spędzić inaczej. Nie jest też tak, że ja przestałem Piastowi kibicować, wręcz przeciwnie. Myślę, że to, iż się nie pojawię na trybunach może być różnie odebrane, ale trudno, tak się dzieje, mimo że wolałbym, żeby było inaczej. Naprawdę ciężko mi o tym mówić - zaznaczył pomocnik.

Jednak jako człowiek oddany Piastowi, "Kasza" był zwiedzić obiekt, na którym w sobotę gliwiczanie staną na przeciwko Wisły Płock w walce o ligowe punkty. - Na stadionie już byłem, przechadzałem się po murawie. Mogę tylko żałować, że nie będę mógł zagrać, ale takie jest życie - podkreślił zawodnik.

W poprzednim sezonie Piast był murowanym faworytem do awansu do ekstraklasy. Jednak takowego nie było i gliwiczanie w obecnych rozgrywkach mieli pałętać się po dolnych częściach tabeli. Są jednak bardzo wysoko w ligowej stawce, a dodatkowo większość spotkań rundy wiosennej rozegrają na swoim obiekcie. Czy zatem fakt ten może dać Piastowi awans w roku 2012? - Dochodzimy do takiego momentu, że wszystkim wydaje się, że Piast będzie grał u siebie i będzie wszystko wygrywał. A wiemy jak ciężko jest grać na swoim stadionie i być faworytem. Gdyby każda drużyna, która ma piękny i nowy obiekt, grała na nim cały czas i dopisywałaby sobie od razu trzy punkty, to każdy chciałby grać u siebie i tylko wygrywać. Nie można zapominać, że rywale będą się specjalnie spinać na Piasta i na to, że grają na takim nowoczesnym stadionie. Dlatego nie twierdzę, że będzie łatwo, lekko i przyjemnie. Jednak na pewno gliwiczanie są w jakimś sensie faworytem, ale w zeszłym roku jesień też mieliśmy udaną, a wiosna wyszła jak wyszła. Nie ma co mówić hop. Najważniejsze, żeby gra się układała, bo to w tym momencie jest priorytetem. Sami dobrze wiemy, że każda drużyna uwielbia grać przy pełnych trybunach na nowym stadionie. A ktokolwiek by nie przyjechał do Gliwic, będzie starał się grać z kontry i samo to spowoduje, że Piastowi nie będzie łatwo o zdobywanie punktów. Przestrzegałbym przed jakimś huraoptymizmem - zakończył Jarosław Kaszowski.

Komentarze (0)