Życie zweryfikowało plany. Jagiellonia walczy o utrzymanie

W ostatnich dwóch latach Jagiellonia Białystok rozpieszczała swoich kibiców sukcesami. Żółto-czerwoni osiągali wyniki zdecydowanie lepsze niż od nich oczekiwano. W rundzie jesiennej tego sezonu drużyna wróciła na swoje miejsce w szeregu i niektórym ciężko przełknąć tą gorzką pigułkę.

W tym artykule dowiesz się o:

Po wodzą Michała Probierza Jaga sięgnęła po Puchar i Superpuchar Polski oraz dwukrotnie awansowała do eliminacji Ligi Europejskiej. Niesamowite - jak na skromny budżet klubu - wyniki sprawiły, że wiele osób związanych z białostockim klubem, zamiast twardo stąpać po ziemi, było oderwanych od rzeczywistości. Wydaje się, że kluczowym momentem spadania ze szczytu była sprzedaż Kamila Grosickiego, który robił różnicę. Potem odszedł jeszcze Grzegorz Sandomierski i białostocka ekipa została bez dwóch najważniejszych ogniw.

W obecnym sezonie Jagiellonia nie ma stylu, do którego przyzwyczaiła kibiców w dwóch poprzednich sezonach. Jak się patrzy na postawę zespołu, można odnieść wrażenie, że nie ma on pomysłu na grę. Ciężko jednak o dobre wyniki, gdy trzon drużyny stanowią przeciętni zawodnicy. Jedynie Tomasz Kupisz, Tomasz Frankowski i Marko Ćetković potrafią czasami błysnąć. Pozostali zawodnicy są albo słabi, albo przeciętni. Dlatego też w przerwie zimowej prezesi pożegnają się z kilkoma nieprzydatnymi piłkarzami. Czy w ich miejsce przyjdą lepsi? Czas pokaże.

W piątek zespół trenera Czesława Michniewicza bezdyskusyjnie przegrał 0:2 ze Śląskiem Wrocław. Tym samym padła "Twierdza Białystok". Fatalna postawa zespołu została podkreślona w doliczonym czasie drugiej połowy, kiedy to Thiago Cionek skierował piłkę do własnej bramki. Po końcowym gwizdku sędziego mogliśmy usłyszeć mniej więcej to samo, co piłkarze Jagiellonii mają zwykle do powiedzenia po nieudanych meczach. - Nie mieliśmy praktycznie atutów z przodu, bo po dwóch naszych podaniach następowała strata. Śląsk to wykorzystywał i stwarzał sobie sytuacje - mówił Grzegorz Bartczak, któremu wtórował Tomasz Frankowski: - W trzecim kolejnym meczu nie stworzyliśmy zbyt wielu sytuacji bramkowych, więc trudno o bramki.

Gdy ktoś powie, że Jagiellonia walczy udział w Lidze Europejskiej, to można się tylko uśmiechnąć i popatrzeć na tę osobę z politowaniem. Teraz priorytetem jest tylko i wyłącznie utrzymanie. - Przed nami jeszcze trzy mecze w tej rundzie i trzeba w nich zdobyć jak najwięcej punktów, bo wiosna może okazać się ciężka - prorokuje Bartczak. Tego samego zdania jest Michniewicz. - Musimy wspólnie poszukać lepszych rozwiązań, bo to, co pokazaliśmy w meczu ze Śląskiem, nie starczy, by za rok grać w ekstraklasie - zauważył trener Jagiellonii.

Źródło artykułu: