Spotkanie pomiędzy Śląskiem Wrocław a Ruchem Chorzów zakończyło się remisem 1:1. Wrocławianie długo prowadzili, ale w końcówce potyczki dali sobie strzelić bramkę. - Mimo wszystko byłem troszkę poddenerwowany na koniec meczu. Muszę przyznać, że momentami to był bardzo dobry mecz. Stały problem polegał na tym, aby po pierwsze grać tak przez 90 minut, a po drugie wykorzystać te sytuacje, które stworzyliśmy wcześniej i prawdopodobnie nie byłoby takiej nerwowej końcówki spotkania. My dyktowaliśmy tempo gry. Widać było, że być może ono było za mocne. Nie potrafiliśmy regulować tego od tyłu, aby od czasu do czasu dawać zawodnikom decydującym o ofensywie nieco zwolnić. W pierwszym meczu nigdy nie wiadomo co się wydarzy - mówił po spotkaniu Orest Lenczyk, trener Śląska Wrocław.
Doświadczony szkoleniowiec był jednak zadowolony z poziomu widowiska. Ma on także nadzieję na korzystny wynik w następnym spotkaniu. Za tydzień rywalem wicemistrzów Polski będzie Legia Warszawa. - Spotkanie, które bardzo chcieliśmy wygrać, tylko zremisowaliśmy. Pewnie walczący i grający do końca Ruch zasłużył na punkt. Dywagacje czy Ruch mógł wygrać, bo miał okazję, czy też Śląsk mógł zwyciężyć, będą zawsze. Z pewnością byliśmy faworytem, chociażby z racji miejsca zajmowanego w tabeli, jak i troszkę podkręconej atmosfery. Jak troszkę odpoczniemy, przygotowujemy się na Legię to nie sądzę, abyśmy Legii się nie przeciwstawili z dobrej strony i powalczyli o jeszcze lepszy wynik - zaznaczył trener.
Ruch postawił wrocławianom trudne warunki. Śląsk w pierwszej połowie prezentował się jednak bardzo dobrze, ale w drugiej już słabiej. - Gra się tak, jak przeciwnik pozwala, ale mimo wszystko były momenty, że Ruch nam na dużo pozwalał. Nie mogłem wstawić dwóch napastników, aby tam było groźniej, bo mimo wszystko co najmniej w pierwszej połowie rozgrywaliśmy ten mecz tak, że stwarzaliśmy sytuacje. O to chodziło. Wiem, że przede wszystkim chodziło jednak o to, aby strzelić bramki. Po tym, co staraliśmy się robić w okresie przygotowawczym, w sumie przez niecałe trzy tygodnie, to pewnie pójdziemy tą drogą. Nie będziemy cieszyć się z tego, że pół meczu było dobre, a wszystko robić, aby całe spotkanie było grane na takim poziomie - podkreślił Orest Lenczyk.
- My nie mamy wybitnych wydolnościowców i szybkościowców. Mamy takich piłkarzy, jakich mamy. Jeżeli takich się nie ma to trzeba regulować tempo gry. Jak już próbowaliśmy regulować to tempo gry, to ono było żadne. Pomimo tego jakieś kopnięcia do przodu dawały szansę, ale tylko szansę - dodał trener Śląska Wrocław.
Na potyczkę z Ruchem w kadrze Śląska zabrakło miejsca dla Tadeusza Sochy. - Było 19-stu zawodników. Musiałem zadecydować, który z tej kadry wypadnie. Pieniążka nie rzuciłem, że albo ten lub ten. Wyszło tak, że Tadziu nie grał. Celeban miał rzeczywiście początek bardzo nerwowy, ale w całym meczu spełnił swoje zadanie na boisku. Tadziu jeszcze będzie grał - powiedział opiekun zielono-biało-czerwonych.
Jedynego gola dla WKS-u strzelił Mateusz Cetnarski, który jesienią był mocno krytykowany. Teraz pokazał się jednak z dobrej strony. - Między nami trenerami były dyskusje czy Madej, czy Ćwielong, czy Cetnarski. Pewnie o tym, że postawiliśmy na Cetnarskiego, zadecydowały dwa mecze na Cyprze. Nie chcąc go do końca rozgrzeszać to mimo wszystko strzelił bramkę. Spodziewam się jednak, że on potrafi lepiej grać. Nie było teraz tak źle, ale spodziewam się, że będzie grał lepiej - zaznaczył Orest Lenczyk.
W sobotę na Stadionie Miejskim pojawiło się około 19 000 widzów. Obiekt może pomieścić ponad 40 tysięcy fanów. - Powiem do niebios, że kto to się spodziewał, że będzie taki luty, chociaż można było tego oczekiwać po tym, jak nas rozpieszczono w grudniu czy styczniu. Gdyby była zdecydowanie lepsza pogoda kto wie czy by nie było dwa razy ludzi na stadionie. Pisano, że policja nie dopuszcza stadionu, straż pożarna nie dopuszcza, że gdzieś koparka się utopiła, że konflikt jest między decydentami, to pewnie ci co to poczytali, to pomyśleli: po co iść na taki mecz, jak tam takie złe rzeczy się dzieją - skomentował Orest Lenczyk.
Odniósł się on także do gwizdów, które po ostatnim gwizdku arbitra rozległy się na stadionie. - Muszę przyznać, że my od klubu dostaliśmy bardzo dobre warunki do pracy, do przygotowań. Sądzę, że tak będzie dalej. Miejmy nadzieję, że jak będzie lepsza pogoda, to i kibice przyjdą. My z Ruchem chyba nie graliśmy tak, żeby ich odstraszyć. Wiem, że były gwizdy. Prawdopodobnie ci gwizdali, którzy za dużo piwa wypili i nigdy na boisku nie byli. Zapraszam na trening to pewnie przestaną gwizdać, gdy pójdą na mecz. Niech zobaczą, co to znaczy biegać po boisku, jeszcze w dodatku przy takiej publiczności - podsumował trener Śląska Wrocław.