Grzegorz Bonin: Mógł wrócić zimą do Zabrza; wróci... wiosną z ŁKS Łódź

Przez ostatnie trzy sezony Grzegorz Bonin był jednym z najlepszych i najbardziej lubianych piłkarzy Górnika. W Zabrzu kreatywny pomocnik zanotował spadek i powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Potem miał znaczny udział w osiągnięciu najlepszego miejsca w lidze, w ostatnich kilkunastu laty.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Co dziś przychodzi na myśl Grzegorzowi Boninowi, kiedy słyszy nazwę miasta Zabrze? - Fajnie spędzone trzy lata, to pierwsze co zawsze przewija się jako pierwsze i co zawsze będę powtarzał - zapewnia skrzydłowy.

Odchodząc z Górnika latem minionego roku do Polonii Warszawa, ani przez moment nie ukrywał, że zżył się z atmosferą klubu z Roosevelta. - Kiedy przychodziłem do Górnika, ambicje klubu sięgały walki o grę w europejskich pucharach. Ten sezon zakończyliśmy spadkiem, a potem musieliśmy walczyć o powrót do ekstraklasy. Następnie zanotowaliśmy rewelacyjny jak na beniaminka sezon w elicie. Przez trzy lata gry w tym klubie przeżyłem więcej, niż w całej swojej dotychczasowej karierze - kiwa głową Bonin.

Do Zabrza 28-letni pomocnik zawita w sobotę, już nie w barwach Górnika jednak, lecz walcząc o punkty dla ŁKS Łódź. Czy przed meczem doszło do jakichś zakładów z byłymi kolegami z drużyny? - Nie, nie dzwonię przed meczem, żeby później nie było, że jeszcze jakieś telefony są przed meczem i potem chłopaki będą mieli gdzie szukać usprawiedliwienia porażki - mówi pół żartem, pół serio gracz beniaminka T-Mobile Ekstraklasy.

Jak się okazuje, niewiele brakowało, a w sobotnim meczu przeciwko łodzianom Bonin zagrałby w barwach... Górnika. Po nieudanej przygodzie zawodnika na Konwiktorskiej pojawił się temat jego powrotu do Zabrza. - Mogę potwierdzić, że faktycznie temat mojego powrotu na Roosevelta zimą był. Z różnych powodów zdecydowałem się jednak na ŁKS - przyznaje Bonin.

Co zaważyło o tym, że piłkarz obrał jednak kierunek na Łódź? - Nie chcę za dużo mówić. Po prostu tak jakoś wyszło. Kiedy Górnik zadzwonił, ja byłem już po słowie z ŁKS-em. Miałem też już za sobą rozmowę z trenerem i nie chciałem klubu, który jako pierwszy wyciągnął do mnie rękę w trudnej sytuacji, potraktować w ten sposób. Pewne reguły jednak zobowiązują - przekonuje zawodnik z Alei Unii Lubelskiej.

Powrót na Roosevelta będzie wiązał się dla "Bońka" ze swoistą podróżą sentymentalną. - Najszczęśliwsza chwila spędzona przez 3 lata w Zabrzu? Chyba awans do ekstraklasy, bo sezon w I lidze był dla nas naprawdę trudny i musieliśmy długo walczyć o to, żeby ten cel osiągnąć - argumentuje Bonin.

Co zatem wspomina najgorzej? - Chyba sezon spadkowy, a zwłaszcza moją grę na prawej obronie. O tym chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Przychodziłem do Górnika bez okresu przygotowawczego, a trener Kasperczak zdecydował się rzucić mnie na pozycję, na której nigdy nie grałem. Jak się potem okazało, ten eksperyment zakończył się spadkiem - bezradnie rozkłada ręce.

Po co w sobotę Bonin przyjedzie do Zabrza? - Po zwycięstwo, bo my potrzebujemy punktów. Wiadomo, że remis by Górnika urządzał, ale oni i tak już się utrzymali - dowodzi gracz łodzian. Bonin jest w ciągłym kontakcie z zarządem śląskiego klubu, odnośnie spłaty zadłużenia, jakie ten nosi względem niego.

- Nie liczę, że wrócę do Łodzi z walizką pieniędzy. Trzy punkty wystarczą. Z Górnikiem jestem w stałym kontakcie. Porozumiałem się z poprzednim prezesem, porozumiałem się też z obecnym. Mam nadzieję, że do końca sezonu wszystkie zaległe pieniądze na moje konto wpłyną. Ja na pewno nie będę wysyłał na Górnika pism do PZPN. Mam wielki szacunek do tego klubu - puentuje skrzydłowy outsidera tabeli T-Mobile Ekstraklasy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×