Super Wisła powaliła na kolana Beitar

Po pierwszym spotkaniu obu drużyn i przegranej mistrzów Polski 1:2, na Reymonta z ogromnym respektem podchodzono do rewanżowej konfrontacji z Beitarem Jerozolima. Jak pokazały już pierwsze minuty - zupełnie niepotrzebnie. Podopieczni Macieja Skorży zagrali koncertowo, zagrali tak, jak powinna grać każda drużyna w europejskich pucharach - nie zadowalali się skromnym prowadzeniem, a każde zdobyte gole ich uskrzydlały i jeszcze bardziej mobilizowały do lepszej gry

Dwa indywidualne błędy kosztowały wiślaków porażkę w pierwszym spotkaniu. Największe pretensje wszyscy mieli zwłaszcza do Mauro Cantoro, który nie podążył wówczas za akcją i Aviram Baruchyan zdobył drugiego, i jak się okazało, zwycięskiego gola dla Beitaru.

Nie może zatem dziwić niesamowita radość Argentyńczyka z polskim paszportem, który w 7. minucie rewanżowego spotkania otworzył wynik meczu. Cantoro perfekcyjnie wykonał rzut wolny z 22. metrów i nie dał najmniejszych szans na obronę Tvartko Kale. Nawet trener Skorża musiał w pewnym momencie przypomnieć Cantoro, że przeciwnicy już wznowili grę od środka. Nie pomogło - pomocnik Wisły nadal pozdrawiał kibiców i jednocześnie wyrażał swoją sportową złość, a może radość?!

Wisła poszła za ciosem. Za chwilę po akcji dwójkowej braci Brożków w doskonałej sytuacji znalazł sie Wojciech Łobodziński, ale wywalczył tylko rzut rożny.

Kibice patrzyli na kolejne akcje Wisły i czekali na moment, kiedy Beitar bardziej zdecydowanie zaatakuje. Nie doczekali się tego w pierwszej połowie, w drugiej również. To Wisła dyktowała warunki. To Wisła niebawem zdobyła drugą bramkę.

Zanim Cleber wykorzystał jedenastkę, okazje do podwyższenia wyniku zmarnowali Rafał Boguski i Junior Diaz. Właśnie o postawę tych dwóch zawodników martwili się wszyscy w obozie Wisły. Diaz miał zastąpić niezastąpionego dla obrony Białej Gwiazdy Arkadiusza Głowackiego. Z kolei Boguski w pierwszym meczu w Jerozolimie grał na prawej pomocy zamiast dochodzącego do pełni sił Łobodzińskiego. I zastąpili ich w fenomenalny sposób - Diaz nie tylko zdobył gola, ale także wyglądał, jakby na środku obrony grał od zawsze. Boguski wypadł tak, że nawet najlepszy zawodnik minionego sezonu ekstraklasy może mieć teraz problemy z powrotem do pierwszego składu. - Ciężko odpowiedzieć na to pytanie - przyznał ze śmiechem Zieńczuk i już dodał zupełnie poważnie: - Cieszę się, że pojedyncze jednostki nie zawodzą.

Gol Clebera z rzutu karnego, to efekt ewidentnego faulu w polu karnym na kapitanie Wisły Marcinie Baszczyńskim. Brazylijczyk z zimną krwią wykorzystał jedenastkę. - Niesamowite - komentował z trybun postawę swoich kolegów Grzegorz Kmiecik. Zapewne on i 12 tysięcy kibiców nie spodziewał się wtedy, że prawdziwy koncert wiślaków dopiero miał się zacząć.

Wisła nie grałaby jednak w ten sposób, gdyby nie inteligencja trenera Skorży. Opiekun mistrzów Polski widząc słabość zawodników Beitaru nakazywał sowim podopiecznym pressing już na 30-stym metrze od bramki Kalego. Kiedy po raz ostatni Polska drużyna grała w ten sposób z rywalem w europejskich pucharach?. - Na tym polega współczesna piłka. Dla tych, którzy tego nie próbują, nie ma miejsca w zawodowym futbolu - skomentował dla SportowychFaktów.p Maciej Szczęsny.

Dopiero w 30. minucie pierwszą okazję do interwencji miał Mariusz Pawełek. W tej części gry – ostatnią, nie licząc zupełnie niegroźnego uderzenia głową Sebastiana Abreu'a.

Trzeci gol dla Wisły wisiał w powietrzu. Został zdobyty po dwójkowej akcji Boguskiego z Pawłem Brożkiem. Król strzelców poprzedniego sezonu ekstraklasy wykorzystał w 36. minucie sytuację sam na sam z Kale. - Była to lepsza z połówek Wisły. Chłopacy grają koncertowo. Zdobyliśmy trzy gole, w pełni kontrolujemy przebieg spotkania. Zawodnicy Beitaru chyba są w szoku - lepiej pierwszej połowy niż Zieńczuk nikt nie byłby w stanie podsumować.

Polskie drużyny przyzwyczaiły nas, że przy wyraźnym prowadzeniu spuszczają z tonu i grają do końca gwizdka sędziego bardziej na luzie. Na szczęście w środowy wieczór Wisła nas od tego odzwyczaiła. Już w pierwszej akcji po przerwie Wisła mogła i powinna mieć rzut karny, ale Portugalczyk Duarto Nuno Pereira Gomes chyba nie chciał już na starcie dobijać przybyszów z Izraela i nie wskazał na wapno po faulu na Brożku.

O tym, że Wisła w całym meczu nadawała ton wydarzeniom na boisku najlepiej świadczy zachowanie zawodników Beitaru i trenera Itzhaka Shuma. W 49. miuncie Yoav Ziv nie potrafił dobrze wybić piłki z autu, co trener Shum skwitował tylko machnięciem ręki.

Izraelczycy postawili wtedy wszystko na jedną kartę i odważniej zaatakowali. Trwało to jednak bardzo krótko – zaledwie dwie minuty. W ciągu 120 sekund najpierw Diaz ofiarną interwencja powstrzymał składającego już się do uderzenia Baruchyana, a następnie niecelnym strzałem zza linii pola karnego postraszył Wisłe Abreu.

Animuszu piłkarzom Beitaru zupełnie odebrała czwarta bramka dla gospodarzy. Asystę przewrotkę przy golu Diaza popisał się Łobodziński. Na trybunach ekstaza i totalne szaleństwo. Nie licząc oczywiście sektora dla gości, gdzie fani Beitara oglądali mecz z założonymi z bezradności na głowie rękoma.

Na murawie tymczasem grała tylko jedna drużyna. Na pięć zero powinien podwyższyć niesamowicie aktywny Boguski, ale w 59. minucie wywalczył tylko rzut rożny. Właśnie ta akcja przez długi czas była nagradzana brawami przez kibiców. Po przejęciu piłki w środkowej strefie boiska wiślacy ruszyli szóstką! zawodników na totalnie bezradnych obrońców mistrza Izraela.

Niewykorzystana okazja mogła się zemścić bardzo szybko na Polakach. Abreu nie potrafił jednak skierować piłki do pustej bramki z pięciu metrów. Po tej akcji trener Shum na dobre usiadł na ławce rezerwowych. Wcześniej żywo gestykulował przy linii bocznej i zachęcał swoich piłkarzy do walki.

- Naszej Wisły nie pokona nawet słynna Barcelona - zaintonowali w pewnym momencie kibice Wisły. I nikt nie traktował tego hasła z przymrużeniem oka. Wisła po prostu grała koncertowo i kto wie, czy gdyby w takiej formie trafiła na o wiele wyżej notowanego przeciwnika, musiałaby schodzić z murawy pokonana.

Chwilę później po raz kolejny swojego gola w tym meczu szukał Boguski. Uderzenie pomocnika Wisły z rzutu wolnego zdołał sparować na róg Kale. Podobnie uczynił ze strzałem z prawie połowy boiska w wykonaniu Piotra Brożka. Zawodnikom Wisły po prostu w środowy wieczór wychodziło praktycznie wszystko.

Dzieła zniszczenia Beitaru dopełnił w końcówce spotkania Andrzej Niedzielan. Rezerwowy napastnik Wisły na raty, ale jednak znalazł drogę do siatki Kalego. Ogromna zasługę przy tym trafieniu Niedzielana miał Brożek, który widząc wychodzącego na czystą pozycję kolegę z drużyny, wygrał główkowy pojedynek z jednym z obrońców Beitaru i jednocześnie przedłużył podanie właśnie do Niedzielana.

Mecz z Beitarem nie powinno jednak zakończyć trafienie Niedzielana, ale gol zdobyt ynożycami przez Pawła Brożka. Napastnik Wisły otrzymał w doliczonym czasie gry podanie z prawej strony od Tomasza Dawidowskiego, ale piłka po fenomenalnym strzale minęła poprzeczkę bramki gości. Wypada tylko życzyć Brożkowi zdobycia takiej bramki w starciu ze słynną FC Barcelona.

- Ten mecz nie oddaje różnicy klas między Wisłą, a Beitarem - powiedział na konferencji pomeczowej trener Skorża i trudno nie przyznać mu racji. Oddaje jednak różnicę, między drużyną walczącą, grającą na 100 procent swoich możliwości, a zespołem stosującym zachowawczą grę, wynikającą z niesamowitej, momentami wręcz miażdżącej przewagi rywali.

Wisła Kraków - Beitar Jerozolima 5:0 (3:0)

1:0 - Cantoro 9'

2:0 - Cleber (k.) 26'

3:0 - Paweł Brożek 36'

4:0 - Diaz 57'

5:0 - Niedzielan 88'

Składy:

Wisła Kraków: Pawełek - Baszczyński, Diaz, Cleber, Piotr Brożek, Łobodziński (71’ Małecki), Sobolewski, Jirsak (67’ Niedzielan), Cantoro, Boguski (78’ Dawidowski), Paweł Brożek

Beitar Jerozolima: Kale - Alvarez, Ben-Yosef, Ziv, Benado, Baruchyan, Boateng, Tal (61’ Toto Tamuz), Ohayon (46’ Fernandez), Zandberg (46’ Itzhaki), Abreu

Żółte kartki: Tal, Ben-Yosef, Abreu, Fernandez (Beitar) oraz Paweł Brożek, Cantoro, Piotr Brożek (Wisła).

Sędzia: Nuno Pereira Gomes (Portugalia).

Komentarze (0)