- Po meczach w pucharach, zawsze przychodziło gorsze spotkanie w lidze, ale tym razem sytuacja jest inna - mówił przed meczem Franciszek Smuda. Jak się okazało szkoleniowiec Lecha pomylił się. Może jego podopieczni nie zagrali złego spotkania, ale brak skuteczności i koncentracji w grze defensywnej spowodował, że GKS Bełchatów wyjechał ze stolicy Wielkopolski z trzema punktami, chociaż poza fanami tego klubu, mało kto spodziewał się takiego scenariusza.
Początek meczu pokazał, że GKS nie przyjechał się do Poznania bronić. Starał się atakować, ale brakowało ostatniego podania. To jednak Lech mógł szybko objąć prowadzenie, gdy świetnym strzałem z 30. metrów popisał się Tomasz Bandrowski. Lechita bez zastanowienia huknął z powietrza lewą nogą i piłkę zmierzającą pod poprzeczkę na rzut rożny wybił Krzysztof Kozik. Prowadzenie uzyskać mógł również Manuel Arboleda, który po dośrodkowaniu Semira Stilicia główkował minimalnie obok słupka.
Z czasem Bełchatów sprawiał gorsze wrażenie i coraz większą przewagę uzyskiwali gospodarze, czego efektem były groźne sytuacje. Najpierw dwie okazje miał Stilić, lecz Kozik nie dał się zaskoczyć. Chwilę później dośrodkowanie Rafała Murawskiego odbiło się rykoszetem od jednego z obrońców i niewiele brakowało, a znalazłoby drogę do siatki. W 33. minucie Bełchatów wychodził w trzech zawodników na dwóch obrońców Kolejorza. Błąd w wyprowadzeniu piłki mógł się dla nich skończyć jednak tragicznie, bo Tomasz Bandrowski wybijał futbolówkę prosto pod nogi swojego klubowego kolegi, Sławomira Peszki, który zagrał do Hernana Rengifo, lecz jemu w oddaniu strzału przeszkodzili obrońcy. Piłka znów jednak znalazła się pod nogami Peszki, który z siedmiu metrów nie trafił w światło bramki. Były pomocnik Wisły Płock kilkadziesiąt sekund później miał kolejną okazję, ale w sytuacji sam na sam z bramkarzem, chciał wypuścić sobie piłkę obok Kozika, który jednak nie dał się zaskoczyć.
W 38. minucie boisko z powodu urazu musiał opuścić Łukasz Garguła, co dla bełchatowian było sporym osłabieniem, ale jak się okazało w dobrej dyspozycji tego dnia byli rezerwowi. - Upadłem niefortunnie na prawy bark i coś mi strzeliło. Mam nadzieję, że to nie będzie nic poważnego, ale o tym dowiem się dopiero w sobotę - wyjaśnia powód zmiany reprezentant Polski.
GKS grał bardzo niefrasobliwie w defensywie i może mówić o sporym szczęściu, że na tablicy świetlnej wciąż widniał wynik 0:0. - Pierwszą połowę źle zagraliśmy, bo sami stwarzaliśmy sytuacje lechitom - opowiadał po meczu Tomasz Jarzębowski, obrońca gości. Podopieczni Pawła Janasa marzyli już, aby pierwsza połowa dobiegła końca. Zanim jednak do tego doszło wyczerpał się limit szczęścia, bowiem Kolejorz uzyskał prowadzenie. Z prawej strony boiska dośrodkował Bandrowski, a Rengifo strzałem głową pokonał Kozika. - Do przerwy mogliśmy prowadzić 3:0 i mielibyśmy wtedy spokój - stwierdził Smuda.
Wydawało się, że Lech nie da sobie wydrzeć prowadzenia i po przerwie będzie dążył do strzelenia kolejnych goli. Jak się okazało GKS był zupełnie innym zespołem, który bardzo szybko wyrównał. Do wybitej przez obrońców piłki dopadł na szesnastym metrze niepilnowany Jarzębowski, który uderzył precyzyjnie i futbolówka po odbiciu się od słupka zatrzepotała w bramce. Zanim do tego doszło powinno być 2:0 dla Lecha, ale Rengifo po minięciu bramkarza trafił w boczną siatkę.
Po wyrównaniu GKS grał dobrze i nie pozwalał gospodarzom na zbyt wiele W 65. minucie szczęścia strzałem z powietrza z dalekiej odległości próbował Patryk Rachwał, lecz minimalnie się pomylił. Dwie minuty później lechici przeprowadzili ładną akcję, po której odzyskali prowadzenie. Hernan Rengifo zagrał do Tomasza Bandrowskiego, który płasko dośrodkował do wprowadzonego cztery minuty wcześniej Roberta Lewandowskiego, który efektownym uderzeniem piętą pokonał Kozika. Wydawało się, że Lech opanuje sytuacje na boisku, jednak w 77. minucie stracił gola. Tym razem to GKS przeprowadził składną akcję, po której w pole karne dośrodkował Mariusz Cetnarski, a zamykający akcję Tomasz Wróbel doprowadził do wyrównania. Źle w tej sytuacji zachował się Luis Henriquez, ale jak się okazało to nie koniec nieszczęścia Panamczyka oraz Lecha. Cztery minuty później po sporym zamieszaniu w polu karnym na bramkę uderzał Mariusz Ujek. Piłka zmierzała jednak obok bramki, a próbujący ją niepotrzebnie przyjmować lewy obrońca Kolejorza, uczynił to tak niefortunnie, że umieścił ją we własnej bramce.
Lech był w szoku i nie potrafił już zagrozić bełchatowianom, którzy nieoczekiwanie wygrali. Drużyna Pawła Janasa oddała w tym meczu tylko dwa celne strzały, a mimo to zdobyła trzy bramki. - Po stracie trzeciej bramki na boisku była panika, bo każdy myślał jak doprowadzić do wyrównania - stwierdził szkoleniowiec Lecha, który był mocno rozczarowany wynikiem. - Inauguracja sezonu nam się nie udała. Pomimo, że zespół chciał wygrać, to przez brak koncentracji zostaliśmy bez punktów.
Lech Poznań - PGE GKS Bełchatów 2:3 (1:0)
1:0 - Rengifo 45'
1:1 - Jarzębowski 50'
2:1 - Lewandowski 67'
2:2 - Wróbel 77'
2:3 – Henriquez (sam.) 81'
Składy:
Lech Poznań: Kotorowski - Wojtkowiak, Arboleda, Bosacki, Henriquez, Peszko, Murawski, Bandrowski, Injac (63’ Lewandowski), Stilić (82’ Reiss), Rengifo.
PGE GKS Bełchatów: Kozik - Jarzębowski, Magdoń, Pietrasiak, Popek, Dziedzic (72' Wróbel), Rachwał, Poźniak (75' Gol), Garguła (38' Cetnarski), Ujek, Costly.
Żółta kartka: Dziedzic (PGE GKS).
Sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom).
Widzów: 15 000.
Najlepszy piłkarz Lecha: Tomasz Bandrowski.
Najlepszy piłkarz GKS: Krzysztof Kozik.
Najlepszy piłkarz meczu: Krzysztof Kozik.