Były trener Portowców: Działacze ewentualny brak awansu wzięli na siebie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pogoń Szczecin po trzech porażkach z rzędu pożegnała trenera Marcina Sasala. Główny architekt rewelacyjnej formy Portowców w rundzie jesiennej nie ukrywa, że działacze pośpieszyli się ze swoją decyzją i zbyt pochopnie zdecydowali się na jego zwolnienie.

W tym artykule dowiesz się o:

W rundzie jesiennej Pogoń Szczecin na boiskach I ligi grała futbol dla wielu rywali nieosiągalny. Drużyna z Pomorza wygrywała mecz za meczem i była zespołem o klasę lepszym od reszty stawki. Wiosnę szczecinianie rozpoczęli jednak fatalnie, notując passę trzech porażek z rzędu.

O ile po potknięciach w starciach z Sandecją Nowy Sącz i Termalicą Bruk-Bet Nieciecza w szczecińskim klubie uniknięto nerwowych ruchów, o tyle porażka z absolutnym outsiderem ligi z Elbląga sprawiła, że z posadą pożegnał się trener pierwszego zespołu. - Dziwią mnie głosy, że Pogoni nie wyszło na wiosnę. Że co, że przegraliśmy trzy mecze? Można przegrać. Tym bardziej, że gra nie była najgorsza, ale wyniki są takie, jakie są - bezradnie rozkłada ręce w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcin Sasal.

- Dziwi mnie decyzja o moim zwolnieniu. Zdymisjonowano mnie, zostawiając cały sztab szkoleniowy. Gdyby coś było nie tak z przygotowaniem fizycznym, o którym tworzy się w Szczecinie jakieś mitologie, to chyba nie byłem temu winien samemu. Ale niech będzie - wzrusza ramionami były trener Pogoni.

Marcin Sasal jeszcze na ławce trenerskiej Pogoni Szczecin. Teraz ten widok przechodzi do historii...
Marcin Sasal jeszcze na ławce trenerskiej Pogoni Szczecin. Teraz ten widok przechodzi do historii...

Sasal jest przekonany, że drużyna do rundy wiosennej została przygotowana optymalnie. - Jeśli Pogoń jest na wiosnę taka beznadziejna, to jakim cudem wygraliśmy z Piastem? Graliśmy w tym meczu do 92. minuty, w przeciwieństwie do przeciwnika, który siadł w drugiej połowie. W meczu z Termalicą schodziliśmy z boiska pokonani, oddając szesnaście strzałów na bramkę i trzy razy trafiając w poprzeczkę. Niech krytykanci popatrzą też w tę stronę, że ta Pogoń, choć przegrywała, wcale taka słaba nie była - wskazuje.

Szkoleniowca pierwszego zespołu Portowców uczyniono głównym winowajcą słabego startu rundy rewanżowej. - Myślę, że z tą decyzją działacze mogli jeszcze trochę poczekać. Drużyna przegrała trzy mecze, ale dalej jest w miejscu, które gwarantuje walkę o awans. Taki cel do realizacji usłyszałem od włodarzy i miałem plan na jego realizację, ale nie dano mi go zrealizować. Zwalniając mnie prezesi wzięli to na siebie. Jaki będzie efekt, tego nie wiem. Wiem za to, że porażki nie były efektem naszej słabej gry, a błędów na poziomie trampkarza. To nie rywale trafiali do siatki, a my sami sobie te gole strzelaliśmy - przyznaje Sasal.

W Szczecinie nie brakowało spekulacji, jakoby w Pogoni nastał konflikt i zawodnicy grali na zwolnienie trenera. - Napisać można wszystko. Proszę o to pytać zawodników. Może będą szczerzy i panu powiedzą czy tak było. Ja uważam, że moje relacje z zawodnikami były bardzo dobre i żaden z nich nie miał powodu, żeby wszczynać jakikolwiek bunt. Jeżeli jednak to prawda i w Polsce zawodnicy zwalniają trenerów, to niech tak będzie - nie dowierza były szkoleniowiec szczecinian.

Gwoździem do trenerskiej trumny Sasala była porażka z Olimpią Elbąg, dla której było to przełamanie po kilkunastu meczach bez zwycięstwa. - Czasem w piłce takie mecze się zdarzają. Mieliśmy ogromną przewagę w posiadaniu piłki, a rywal strzelał bramki. Z takimi porażkami naprawdę trudno się pogodzić, ale i one w futbolu mają miejsce, bo nie zawsze wygrywa drużyna lepsza - zauważa były trener m.in. Korony Kielce.

- Pogoń wciąż jest murowanym faworytem do awansu. Ligi nie przegrywa się 2-3 porażkami i jestem pewien, że gdybym dostał trochę więcej czasu od zarządu, to bym ten awans z tym zespołem wywalczył. W polskiej lidze jest jednak tak, że albo wygrasz wszystkie mecze od początku do końca po 4:0, albo wylatujesz. Nie ma żadnej cierpliwości i warunków do normalnej pracy. I z tym się trzeba jednak pogodzić, bo od tego są działacze. Oni mają prawo zatrudniać i zwalniać kogo tylko chcą i kiedy tylko chcą - argumentuje Sasal.

Oglądanie meczów z trybun, to jedyne co zostało byłemu szkoleniowcowi Portowców. Ofert na razie brak...
Oglądanie meczów z trybun, to jedyne co zostało byłemu szkoleniowcowi Portowców. Ofert na razie brak...

Byłym trenerem Pogoni nadal trzęsą emocje. - Jestem rozgoryczony, bo nie dano mi dokończyć pracy, którą rozpocząłem. Podejrzewam, że na wiosnę ta drużyna też osiągnęłaby pułap nieosiągalny dla reszty ligi. Do tego zabrakło jednak cierpliwości i ja już nie mogę brać odpowiedzialności za to, co dziać będzie się w Szczecinie - podkreśla.

Póki co Sasal nie otrzymał żadnych sygnałów od nowego pracodawcy. - Jestem bez pracy od dwóch dni, a w tej lidze nikt nie decyduje się na zmianę szkoleniowca na dziesięć kolejek do końca sezonu, kiedy praktycznie wszystkie drużyny mają jeszcze o co grać. Ja spokojnie czekam na to, co przyniesie los - puentuje były szkoleniowiec drużyny ze stadionu im. Floriana Krygiera.

Źródło artykułu: