Walczący o ligowy byt ŁKS wywiózł punkt z Chorzowa. Jednak po wygranej Lechii w Łodzi nad Widzewem, szanse na utrzymanie beniaminka w T-Mobile Ekstraklasie znacznie zmalały. - Na pewno nie do końca jesteśmy z tego wyniku zadowoleni. Przecież prowadziliśmy tutaj, strzeliliśmy dwa gole. Była niepowtarzalna szansa na zwycięstwo. A wiadomo, że nie każdemu się tutaj to udaje. Przecież najlepsi przegrywali w Chorzowie - stwierdził, wracający po kontuzji do składu ŁKS, Seweryn Gancarczyk.
Pojedynek przy Cichej odbywał się przy skromnej liczbie kibiców. - Ich dwunasty zawodnik tym razem i nie pomógł - zauważył menedżer łodzian Piotr Świerczewski. ŁKS przed meczem znał wynik meczu w Łodzi, gdzie Widzew przegrał z Lechią. - Postawy naszego lokalnego rywala nie będę komentował. Nie ciągnijcie mnie za język - irytował się Świerczewski. - Duch sportu polega na tym, że każdy mecz chce się wygrywać - dodał. - Jesteśmy świadomi jaka jest nasza sytuacja. Chcieliśmy sprawić niespodziankę. Było blisko, ale ostatecznie nam się to nie udało - podsumował przebieg pojedynku, oficjalnie pełniący rolę pierwszego trenera, Andrzej Pyrdoł. - W drugiej połowie plany były inne. Jednak Ruch zepchnął nas do defensywy i to on mógł zdobyć trzeciego gola - stwierdził Seweryn Gancarczyk. - Remis w mojej opinii jest zasłużony - potwierdził na koniec opinie kolegów defensor beniaminka.