Podopieczny trenera Pawła Janasa zgodził się, że spotkanie stało na bardzo niskim poziomie, ale bramkarz Lechii wyznaje także zasadę, że zwycięzców się nie sądzi. - Dla nas liczy się przede wszystkim wygrana w tym spotkaniu. Pogoda nie sprzyjała, warunki były trudne. Z drugiej strony w najlepszej lidze świata, w lidze angielskiej, grane są mecze o 13 i nikt nie narzeka - rozpoczął swoją wypowiedź dla portalu SportoweFakty.pl Sebastian Małkowski.
Pomimo licznych opinii, że Widzew nie podszedł do meczu z nastawieniem na walkę o każdy metr boiska, golkiper Lechii bronił łodzian, sugerując, że sobota nie była najwyraźniej ich dniem. - Zarówno my, jak i Widzew, stworzyliśmy sobie sporo sytuacji na strzelenie bramki. Oni ten mecz chcieli wygrać tak samo, jak i my. Przecież Widzew nawet w drugiej połowie strzelił gola, ale sędzia odgwizdał spalonego, co pozwoliło nam utrzymać prowadzenie - powiedział zawodnik biało-zielonych.
Dwóch zawodników, którzy wybiegli w sobotę w podstawowym składzie Lechii Gdańsk - Sebastian Madera oraz Piotr Grzelczak, grało jeszcze w rundzie jesiennej w barwach łódzkiego Widzewa. Obaj posiadają dużą wiedzę o sposobie gry czerwono-biało-czerwonych, z której skorzystali pozostali zawodnicy trenera Janasa. - Sebastian i Piotrek cały tydzień podpowiadali nam, jak gra Widzew, jak się zachowuje przy stałych fragmentach i kontratakach. Dodatkowo powiedzieli też parę wskazówek o każdym zawodniku z osobna - przyznał bramkarz gdańszczan.
Niecodziennym wydarzeniem sobotniego meczu była... radość fanów Widzewa ze straconej w 14. minucie bramki po strzale Abdou Razacka Traore. Zdaniem Małkowskiego było to zrozumiałe zachowanie zważywszy na sytuację kibicowską w Łodzi. - Rozumiem kibiców Widzewa, którzy cieszyli się kiedy prowadziliśmy, bo nasze zwycięstwo przybliża ŁKS do spadku. Nie do mnie jednak należy ocena ich zachowania. O to najlepiej zapytać ich samych - zakończył golkiper Lechii.