Apokalipsa przy Olimpijskiej?

Polonia Bytom w meczu z Zawiszą przeszła drogę z siódmego nieba na samo dno piekła. Gdyby sędzia zakończył mecz wówczas, gdy minęły cztery doliczone minuty przy Olimpijskiej, trwałaby feta z okazji utrzymania w I lidze. Nastroje po meczu były jednak zgoła odmienne.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Pięć minut sobotniego popołudnia wystarczyło, żeby nastroje w Bytomiu diametralnie się odmieniły. Polonia prowadziła z Zawiszą Bydgoszcz, a walczący z bytomianami o utrzymanie w I lidze Dolcan Ząbki remisował w Nowym Sączu. Przy takim biegu wydarzeń niebiesko-czerwoni tracili zaledwie dwa punkty do wyjścia ze strefy spadkowej. W trzech ostatnich kolejkach strata jak najbardziej do odrobienia.

Kolejnych kilkaset sekund były jednak najprawdopodobniej najczarniejszymi chwilami w historii klubu z Olimpijskiej. Sandecja w 88. minucie spotkania dała sobie wbić bramkę Dolcanowi, a w ostatniej akcji meczu w Bytomiu do wyrównania doprowadził Paweł Oleksy, urywając Polonii bezcenne dwa punkty. Bilans tych strat jest dla śląskiej drużyny druzgocący. Na trzy kolejki do końca sezonu Polonia traci sześć punktów do bezpiecznej strefy tabeli.

Co za tym idzie chcąc się utrzymać podopieczni Dariusza Fornalaka muszą wygrać wszystkie mecze do końca sezonu i liczyć na przynajmniej dwa potknięcia Dolcanu. Scenariusz możliwy, ale mimo wszystko mało prawdopodobny.

Po meczu całą winą za ten stan rzeczy kibice niebiesko-czerwonych obarczyli arbitra spotkania Marcina Szreka. Sędzia z Kielc przedłużył mecz o 4 minuty, ale pozwolił grać obu zespołom jeszcze o minutę dłużej. Bramka dla Zawiszy padła 36 sekund po planowym zakończeniu spotkania. - W doliczonym czasie gry przeprowadzana była jeszcze zmiana w zespole bytomskim. Stąd doliczyłem kolejnych kilkadziesiąt sekund - argumentuje arbiter sobotniej potyczki.

Decyzji arbitra bronią przepisy, które umożliwiają doliczenie kolejnych kilkudziesięciu sekund do doliczonego czasu gry, kiedy w jego trakcie następowały przestoje w grze. Z tego przywileju skorzystał sędzia, więc szukanie w sprawie drugiego dna byłoby nadużyciem.

Cisza jaka zapadła na trybunach po końcowym gwizdku sędziego aż kłuła w uszy. Zawodnicy Polonii padli na murawę, kibice bytomskiej drużyny w milczeniu przeżywali także swój osobisty dramat. Następnie gracze Polonii omijając szerokim łukiem dziennikarzy udali się do szatni. Udzielania pomeczowych wywiadów zabronił im trener Fornalak, który chwilę później przez bite cztery minuty rugał swoich zawodników za frajersko straconą bramkę i dwa punkty.

Działacze bytomskiego klubu gorzko żartowali, że szkoleniowiec pobił tym samym wyczyn Michała Probierza, który nieco ponad rok temu w żołnierskich słowach rugał zawodników Jagiellonii Białystok. Ci porażką przy Olimpijskiej do minimum ograniczyli wówczas swoje szanse na wywalczenie mistrzostwa Polski.

- Prowadziliśmy w tym meczu do 95. minuty i gdyby wtedy spotkanie się skończyło, nastroje mielibyśmy zupełnie inne. Zmieniliśmy w tym meczu sposób gry. Staraliśmy się dobrze organizować grę w defensywie i dłużej rozgrywać akcje atakiem pozycyjnym. Udało nam się strzelić gola i plan był realizowany do momentu, w którym ten mecz powinien się już skończyć. Gra się do ostatniego gwizdka sędziego, a my zachowaliśmy się mało odpowiedzialnie i kosztowało nas to utratę dwóch punktów - ocenia szkoleniowiec Polonii.

Fornalak po meczu był rozgoryczony. - Możemy chyba mieć wrażenie, że wszystkie klęski świata spadają na Polonię Bytom. Zostały do końca sezonu trzy spotkania. Nasza sytuacja jest skrajnie trudna. Cieszy tylko to, że z każdej strony spotykają nas słowa otuchy. Głęboko w to wierzymy, że ta liga się jeszcze dla Polonii nie skończyła - przekonuje z wiarą w głosie opiekun bytomskiej drużyny.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×