Można domniemywać, że wybór Sylwestra Patejuka musiał mocno nadszarpnąć serce trenera Roberta Kasperczyka. Jeszcze krótko po zakończeniu ubiegłego sezonu szkoleniowiec mógł łudzić się, że jego najlepszy gracz po fenomenalnych rozgrywkach pozostanie pod Szyndzielnią. Jednak wraz z upływającym czasem i wymijającymi odpowiedziami zawodnika wiara i nadzieja trenera musiały stopniowo obumierać.
Pod koniec poprzedniego, jakże udanego dla siebie sezonu Patejuk - któremu kończył się kontrakt i stawał się w momencie jego zakończenia wolnym zawodnikiem - mógł oczekiwać ofert z różnych klubów ekstraklasy. Mógł i powinien spodziewać się propozycji nowej umowy przede wszystkim ze swojego macierzystego klubu. Tymczasem działacze Podbeskidzia przygotowali takową dopiero po sezonie, gdy ofensywny pomocnik mógł już przebierać w znacznie atrakcyjniejszych ofertach z bogatszych klubów. Włodarze bielskiego ekstraklasowicza powinni byli "zaklepać" umowę ze swoją gwiazdą na nowy sezon już w trakcie ubiegłorocznych rozgrywek. Nie zrobili tego. Za opieszałość mogą sobie teraz tylko pluć w brodę.
A co na to sam Patejuk? W lutym piłkarz otwarcie przyznał, że nie otrzymał dotąd propozycji nowego kontraktu, choć miał za sobą znakomitą jesień. - Jestem tym trochę zaskoczony. Pozostaje mi jedynie skupić się na przygotowaniach i czekać cierpliwie na ruch działaczy - mówił 29-letni zawodnik na łamach Przeglądu Sportowego. W takim położeniu znalazło się wówczas aż jedenastu piłkarzy Podbeskidzia, którym w czerwcu kończyły się kontrakty. Częściowo wpływ na to miała sytuacja organizacyjno-finansowa klubu, który zimą zmienił zarząd. Prezes Marek Glogaza przejął "w spadku" dług po poprzednikach sięgający 1,6 mln zł. Dziś już wiemy o zaległych premiach, zaległościach sięgających jeszcze 2011 roku. To wszystko nie sprzyjało podejmowaniu wiążących decyzji na kolejne lata.
I choć Sylwester Patejuk wiele zawdzięcza trenerowi Kasperczykowi - to on wypatrzył go w Nidzie Pińczów, do końca wierzył w jego umiejętności i stawiał na niego - to teraz stanął przed życiowym wyborem: pozostać w tym samym punkcie na kolejny rok czy pójść o (milowy) krok dalej. Patejuk wybrał to drugie, a więc grę dla mistrza Polski, na pięknym stadionie, gdzie rozgrywane jest Euro 2012, atrakcyjny kontrakt, pewność i stabilność na co najmniej najbliższe dwa lata. A do tego możliwość pracy pod okiem wybitnego fachowca, jakim jest Orest Lenczyk, który nie ukrywa, że bardzo liczy na byłego gracza Podbeskidzia. - Nasz atak został wzmocniony piłkarzem może mało doświadczonym w ekstraklasie, ale jego forma eksplodowała w poprzednim sezonie i chciałbym, żeby tak się prezentował w naszym zespole - mówił Lenczyk tuż po podpisaniu kontraktu przez Patejuka.
Trenera Kasperczyka czeka teraz spory ból głowy, gdzie znaleźć odpowiedniego kandydata, który z powodzeniem zastąpiłby na skrzydle 29-latka. Tym bardziej, iż budżet klubu nie powala na nogi, a z transferu Patejuka Podbeskidzie nie ma ani złotówki. Strategia na poszukiwanie następcy wśród zawodników z regionu może się nie udać - nieoszlifowany diament zdarza się bardzo rzadko. Podobnie przeskok z ligi okręgowej do ekstraklasy to przepaść. Bez Patejuka Podbeskidzie traci moc w ataku i siłę zaskoczenia. Tymczasem pośród zawodników będących aktualnie w kadrze zespołu takiego następcy próżno szukać. To będzie niezwykle gorące lato dla Kasperczyka. Przekonamy się jak szkoleniowiec poukłada drużynę po stracie jej kręgosłupa.