Waldemar Fornalik zdecydował się zmienić ustawienie reprezentacji Polski. Z 4-5-1, gdzie jedynym napastnikiem był Robert Lewandowski, przeszedł na 4-4-2. Napastnik Borussii Dortmund dostał wsparcie w postaci Artura Sobiecha. Między słupkami postawił Wojciecha Szczęsnego, a nie na Przemysława Tytonia.
W drużynie Estonii zagrało dwóch zawodników, którzy mają bądź mieli coś wspólnego z polską ekstraklasą. W bramce pojawił się Sergei Pareiko, golkiper Wisły Kraków, a na prawym skrzydle Sander Puri, były zawodnik Korony Kielce.
Pierwsza połowa była nudna i niewiele ciekawego działo się w niej. Zupełnie niewidoczny był Artur Sobiech. Brakowało oskrzydlających akcji Jakuba Błaszczykowskiego czy Macieja Rybusa. Rzadko do "przodu" biegali boczni obrońcy, a defensywny pomocnicy w postaci Eugena Polanskiego i Ariela Borysiuka nie kreowali akcji.
Dlatego najgroźniej było pod koniec pierwszej połowy, gdy Łukasz Piszczek dośrodkował na szósty metr, a tam do strzału głową doszedł Rybus. Więcej było przypadku niż przemyślanych zagrań. Piłka ostatecznie wylądowała na bocznej siatce.
Zdecydowanie groźniej było pod polską bramką. Dobrze spisywał się Wojciech Szczęsny, pewnie broniąc po strzałach rywali. Aktywny był Henrik Ojamaa, który kilka razy urwał się polskiej defensywie.
Po przerwie słabo spisującego się Sobiecha już nie było na murawie. Wróciliśmy do systemu Smudy, a więc z jednym napastnikiem. Snajpera Hannoveru 96 zastąpił Adrian Mierzejewski, lecz to niewiele dało polskiej kadrze. Wciąż graliśmy wolno, nie potrafiąc stworzyć sobie okazji strzeleckiej. Estończycy już nie atakowali tak często naszej bramki i Szczęsny był praktycznie bezrobotny.
Fornalik zaczął dokonywać kolejnych zmian. Kamil Grosicki, Janusz Gol - oni mieli zmienić coś w naszej grze. Pod koniec spotkania sięgnął po swojego ulubieńca z Ruchu Chorzów - Arkadiusza Piecha. Ponownie zaczęliśmy grać dwoma nominalnymi napastnikami. Piech miał swoją szansę kilka minut przed zakończeniem spotkania. Z 18. metrów uderzył jednak wprost w Pareikę.
W doliczonym czasie gry gospodarze zdobyli bramkę. Konstantin Wassiljew pokonał Szczęsnego strzałem z rzutu wolnego z około 20 metrów. Polak zdołał jeszcze trącić piłkę, lecz nie potrafił już jej wybić. Także mur nie pomógł mu, gdyż zawodnicy stojący w nim nie wyskoczyli w momencie strzału.
W Tallinie przegraliśmy 0:1, grając bardzo słabo. Z pewnością Fornalik nie tak wyobrażał sobie debiut w reprezentacji.
Estonia - Polska 1:0 (0:0)
1:0 - Konstantin Wassiljew 90+1'
Składy:
Estonia: Sergei Pareiko - Tihhon Sisov, Alo Barengrub, Igor Morozow, Dmitri Kruglov (55' Tarmo Kink), Aleksandr Dmitrijew (82' Sergei Mosnikov), Sander Puri, Martin Vunk (56' Konstantin Wassiljew), Joel Lindpere (56' Taijo Teniste), Henrik Ojamaa (46' Kaimar Saag), Andres Oper (46' Wladimir Woskoboinikow).
Polska: Wojciech Szczęsny - Łukasz Piszczek, Marcin Wasilewski, Damien Perquis, Jakub Wawrzyniak, Jakub Błaszczykowski (83' Arkadiusz Piech), Eugen Polanski, Ariel Borysiuk (68' Janusz Gol), Maciej Rybus (56' Kamil Grosicki), Artur Sobiech (46' Adrian Mierzejewski), Robert Lewandowski.
Żółte kartki: Puri, Dimitrijew, Woskoboinikow (Estonia) oraz Perquis, Rybus (Polska).
Sędzia: Ken Henry Johnson (Norwegia).
Widzów: 5312.