Z Probierzem różni nas zbyt wiele - rozmowa z Kazimierzem Moskalem, trenerem Termaliki Bruk-Bet Nieciecza

Termalica Bruk-Bet Nieciecza zanotowała dotychczas komplet zwycięstw na wyjazdach. Szkoleniowiec drużyny z Małopolski, Kazimierz Moskal nie popada jednak w huraoptymizm i twardo stąpa po ziemi.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Pięć meczów wyjazdowych i pięć zwycięstw w tym sezonie. Jest to już nie przypadek czy szczęście, a fenomen.

Kazimierz Moskal: Wydaje mi się, że mimo wszystko określenie "fenomen", to trochę za duże słowo. Jest to na pewno jakieś osiągnięcie, ale patrząc na tabelę I ligi, to większą niespodziankę sprawiła dotychczas Flota Świnoujście. Muszę jednak przyznać, że jest to swego rodzaju sztuka, wygrać pięć meczów z rzędu na wyjeździe. Te punkty mogą być w tym sezonie dla nas bardzo cenne.

Podobną drogą w poprzednim sezonie kroczył Kolejarz Stróże, który także seryjnie punktował na terenie rywala.

- Poprzedni sezon był świetny także w wykonaniu Termaliki. Mimo to, że słabo sezon drużyna skończyła, to sam fakt, że do samego końca walczyła o awans jest godny pochwały. Za tę pracę trenerowi i chłopakom należą się naprawdę wielkie słowa uznania. Latem opuściło klub dziesięciu zawodników i dziś muszę stawiać albo na chłopaków, którzy do Niecieczy przyszli latem, albo w poprzednim sezonie grali mniej. Na pewno będziemy szukać tej poprzeczki z poprzedniego sezonu i starali się do niej równać.

Zamierzacie zatem po raz kolejny włączyć się do walki o awans do T-Mobile Ekstraklasy?

- Będzie o to bardzo ciężko, bo ta liga jest tak bardzo wyrównana, że nawet w meczu pretendenta z outsiderem ciężko jest przewidzieć jakim wynikiem zakończy się to spotkanie. Na pewno jednak jeżeli nadarzy się taka okazja, to nie będziemy się przed tym awansem bronić. Nie będziemy mówić o tym głośno, ale dla mnie jest jasne, że jeżeli przystępuje się do jakichkolwiek rozgrywek, to po to, żeby osiągnąć sukces. Każdy chce być najlepszy, my również.

W Niecieczy wielkiego parcia na awans jednak nie ma.

- Ale to nie oznacza, że my mamy zamiar cokolwiek sobie odpuszczać. Jestem ostatnim człowiekiem na świecie, który przed meczem powiedziałby swoim zawodnikom, że remis go zadowoli. Drużyna jest po przebudowie i potrzeb a trochę czasu, żeby to wszystko wyglądało tak jakbyśmy chcieli. Będziemy się jeszcze zgrywać i z każdym meczem będziemy coraz lepsi, a ja będę wymagał od mojego zespołu zwycięstw, a jak się nie da, to chcę mieć po meczu świadomość, że wszyscy daliśmy z siebie co tylko można było, by ten mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść.

Na starcie sezonu punktowaliście na wyjazdach, u siebie seryjnie przegrywając.

- To był dla nas poważny problem, ale na szczęście mamy to już za sobą. Byliśmy blisko przerwania tej passy w meczu z Miedzią Legnica, ale czerwona kartka i wcześnie stracona bramka wyrównująca kosztowały nas kolejną porażkę. Na szczęście na te dwie porażki na początek sezonu udało nam się potem odpowiedzieć dwoma zwycięstwami i dziś nie są one dla nas tak znaczące. Dobrze byłoby teraz wygrać z ŁKS-em, to nasze głowy oczyścimy już do końca.

Jaka magia tkwi w Niecieczy, że tak uznane nazwiska ściągają do Termaliki?
Wcześniej Dusan Radolsky i cała armia piłkarzy z elity, a teraz pan.

- Przede wszystkim w Niecieczy pojawiła się grupa ludzi, która chciała coś zrobić. Wyniki tego klubu nie tylko w tym sezonie, ale także w minionych rozgrywkach pokazują, że robią oni dla polskiej piłki wiele dobrego. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie trwała jeszcze długo i uda nam się coś fajnego osiągnąć.

Pana na angaż w Termalice skłoniło wyzwanie, jakie się przed klubem stawia, czy po prostu brakowało ciekawszych ofert?

- Ofert nie brakowało. Wybrałem pracę w Niecieczy, bo Termalika była jednym z pierwszych klubów, który wyraził zainteresowanie moją osobą i był przy tym najbardziej konkretny. W tym zawodzie daleki jestem tego, żeby stawiać sobie jakieś wyimaginowane żądania czy ambicje na wyrost, co do klubu, który będę prowadził. Powiem panu, że gdybym po tym wszystkim co wydarzyło się w Krakowie dostał konkretną ofertę dotyczącą prowadzenia drużyny Młodej Ekstraklasy, to pewnie bym ją przyjął. Kocham robić to, bo robię i wszystko co jest związane z futbolem stanowi dla mnie wyzwanie. W Niecieczy wszystko jest poukładane i to było dodatkowym argumentem za pracą w tym klubie.

W Niecieczy robi się futbol dla właściciela, bo kibiców Termalice akurat brakuje.

- Faktem jest, że kibiców nie mamy wielu, ale to są kibice nie gorsi od tych, którzy dopingują w większej liczbie w większych miastach. Tym ludziom też należy się dobry futbol, bo tak samo jak my pragną zwycięstw. Mieszkańców w Niecieczy zbyt wielu nie ma, ale kiedy gra Termalica cała wieś zamiera, bo na mecze przychodzą całe rodziny.

Grając jeszcze na boisku rywalizował pan z Amiką Wronki i Groclinem Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Teraz furorę robi Termalica.

- Kibice są dodatkowym zawodnikiem każdego zespołu, ale to absolutnie nie wyklucza budowy silnego zespołu w niewielkiej miejscowości. Wiadomo, że kiedy na trybunach jest 10-15 tys. kibiców, to atmosfera jest zupełnie inna, ale jestem daleki od rzucania sądów, że wielkość miasta jest wykładnikiem sukcesu. W małych miasteczkach też można zrobić wielka piłkę. Wszystko zależy od ludzi, którzy tym wszystkim kierują.

Dlaczego nie zdecydował się pan zostać asystentem Michała Probierza przy Reymonta?

- Nie było w ogóle tematu. Oferty współpracy z trenerem Probierzem nie dostałem, a nawet jakbym ją dostał, to i tak pewnie bym jej nie przyjął. Nie widziałbym się po tym wszystkim co się działo na tym stanowisku. Myślę, że trener Probierz także w ogóle o tym nie myślał. Trzeba w tym zawodzie dobierać sobie współpracowników, z którymi da się znaleźć wspólny język. Nasze charaktery to uniemożliwiały, bo za bardzo się od siebie różnią, żebyśmy mogli współpracować.

Można tę wypowiedź poczytać jako znak konfliktu, jaki pomiędzy panami podobno się nawiązał.

- To były jakieś dziwne plotki i nie chcę tego komentować. Po prostu nasze warsztaty i spojrzenie na futbol diametralnie się od siebie różnią i tylko z tego wynika brak zawarcia ewentualnej współpracy. Mój asystent musi się umieć ze mną dogadać bez słów. Podobnie wygląda to pewnie w sytuacji trenera Probierza. My po prostu nie bylibyśmy w stanie nie tyle współpracować, co współpracować owocnie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×