Mateusz Michałek: Pański związek zarekomendował panów Stefana Antkowiaka, Romana Koseckiego i Eugeniusza Nowaka. Można powiedzieć, że to ostatnie poparcie poszło w błoto.
Jan Bednarek: No tak, ale gdy go popieraliśmy, to przecież nie wiedzieliśmy, że tak się stanie. Przyznaliśmy rekomendacje panu Nowakowi, który ostatecznie nie zebrał potrzebnej ilości głosów i nie wszedł do dalszej rozgrywki. Nie znam szczegółów w tej sprawie.
Dlaczego pan go poparł? Ostateczny wynik pokazał, że niewiele osób się na to zdecydowało.
Wojewódzkie związki piłki nożnej zarekomendowały mnie na wiceprezesa ds. piłki amatorskiej. Przedstawiłem to członkom zarządu i doszliśmy to wniosku, że teraz udzielimy im poparcia. Pan Kosecki jest wiceprezesem Mazowieckiego ZPN-u, a panowie Antkowiak i Nowak szefują w Wielkopolsce i Kujawsko – Pomorskim. Był jeszcze pan Potok, ale nie zgłaszał się do nas z prośbą o poparcie.
Czyli wybory powinien wybrać ktoś związany z którymś z ZPN-ów?
- Kandydatów jest pięciu i właśnie wkraczamy w etap „przesłuchań”. Muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczony nagonką medialną, jak to źle jest w PZPN-ie. Niech pan sobie wyobrazi, że jest 34 kandydatów do zarządu, ponad 20 do Komisji Rewizyjnej i pięciu na samą posadę prezesa. To chyba nie jest tak źle, skoro tyle osób walczy o wejście do związkowych struktur. Co do naszych rekomendacji, to w żadnym wypadku nie jest to moja prywatna decyzja. Nasz związek będzie reprezentowało czterech delegatów. Razem z ludźmi z Pogoni i Floty jesteśmy już umówieni na pierwsze spotkanie. Będziemy chcieli wybrać wspólnego kandydata.
Dlaczego nie poparliście Zbigniewa Bońka?
- Już mówiłem, postanowiliśmy poprzeć przedstawicieli związków. Pan Boniek otrzymał bodajże 27 innych rekomendacji, więc co to ma do rzeczy? To już minęło, teraz trzeba skupić się na kolejnym etapie.
Opinia publiczna jest jednak zdania, że to on powinien zostać prezesem.
- Panie redaktorze, opinia publiczna już raz wybrała selekcjonera polskiej reprezentacji i po jakimś czasie jej stosunek do niego diametralnie się zmienił. Niech działacze i delegaci dokonają faktycznego wyboru, a nie robią tego pod naciskiem mediów, czy kibiców. Wysłuchajmy programów całej piątki i demokratycznie wybierzmy tego najlepszego.
Wspomniał pan o Pogoni i Flocie. We wszystkich rekomendacjach trzech podmiotów z waszego województwa przewija się nazwisko Kosecki.
- Kandydaci, którzy oczekiwali poparcia kontaktowali się bezpośrednio z włodarzami każdego z nich. Sam zorganizowałem posiedzenie zarządu w tej sprawie. Liczyłem, że będzie to trwało parę minut, ale głosy już wtedy były różne. Poparliśmy tych, a nie innych, ale nie oznacza to, że oddamy na któregoś z nich głos w końcowych wyborach.
Ciągnąc temat byłego reprezentanta Polski, Roman Kosecki jest w parlamencie, ale przyznał, że jeśli tylko zostanie wybrany, to zrezygnuje z diety poselskiej. Jak pan to widzi?
- Znam pana Koseckiego i uważam, że to dobra decyzja. To podstawowa sprawa, bo nowy prezes musi pracować tylko i wyłącznie dla dobra związku. Jeśli będzie się trzymać dwie sroki za ogon, to w końcu żadnej się nie utrzyma. Ale chcę powiedzieć coś innego. Często oglądam w telewizji przeróżne rozgrywki. Słucham komentatorów i słyszę tylko o kasie i kasie. Ile kosztuje ten, ile tamten, a zapomina się o boisku. Kasa jest ważna, ale nie najważniejsza. Lepiej porozmawiać o programach wszystkich kandydatów, o ich chęciach. O zwykłych ludziach, bo potrzebny jest człowiek, który złączy środowisko piłkarskie w jedną, wielką rodzinę – kogoś takiego szukajmy.
W takim razie czego oczekuje pan od nowego prezesa?
- Poczekajmy, wybierzmy go i wtedy będziemy mogli na ten temat dyskutować. Muszę przyznać, że z niektórymi kandydatami spotkałem się już wcześniej i jestem rozczarowany, bo wszyscy mówią, czego to nie zrobią w piłce profesjonalnej, a zapominają o tej amatorskiej. A przecież ona jest solą polskiego futbolu. Są tysiące ludzi, którzy wykonują kawał dobrej roboty kosztem swoich rodzin, czasu i pieniędzy, a w ogóle się o nich nie mówi. Wszyscy, na czele z mediami, skupiają się tylko na piłce na najwyższym poziomie, bo to się da sprzedać. W piłce amatorskiej naprawdę dzieje się wiele ciekawych rzeczy, o których warto wspomnieć.
Czyli, gdyby któryś z kandydatów podjął temat piłki amatorskiej, to może liczyć na pański głos?
- Z każdym z nich będę na ten temat rozmawiał. Pytania typu, jak zamierza wesprzeć piłkę amatorską padną na pewno.
26 października bardziej będzie się pan denerwował wyborem na prezesa PZPN-u, czy decyzją w sprawie przedłużenia kadencji na stanowisku wiceprezesa ds. piłki amatorskiej?
- Czym mam się denerwować, takie jest życie. Jeśli delegaci uznają, że przez te cztery lata zapracowałem na dalsze poparcie to będę wdzięczny. Tym bardziej, że moim zdaniem udało się mi trochę zrobić. Wybór prezesa to całkiem inna sprawa. Mnie i wszystkim delegatom, podobnie jak panu i kibicom będzie zależało na tym, żeby wybrać tego najlepszego.
Porównując pańską kadencję na stanowisku wiceprezesa, to w porównaniu z działalnością Grzegorza Lato, to chyba niebo, a ziemia.
- Dziękuję, że tak pan to postrzega. Poświęciłem temu bardzo dużo czasu. Mam trochę żal do mediów, które informowały, że zarabiam w związku wielkie pieniądze, a prawda jest taka, że otrzymuję tyle, co wszyscy członkowie zarządu. Z tym, że oni przyjeżdżają na pięć, sześć godzin i odjeżdżają, a ja co tydzień zajmowałem się tam sprawami bieżącymi, jeździłem na spotkania, czy przeróżne turnieje. Dobra ocena ze strony związków daje satysfakcję.