Marcin Klatt: Brakuje kropki nad "i"

Marcin Klatt swego czasu uznawany był za wielki talent i nadzieję polskiej piłki. Zdobywał nawet bramki dla Legii Warszawa, ale potem jego kariera stanęła na rozdrożu. Obecnie 23-letni napastnik odbudowuje swoją formę w Warcie Poznań, do której trafił zimą z ŁKS Łódź. W ostatnich meczach Klatt zaczął znów zdobywać bramki. Czy to zwiastuje powrót do dawnej formy?

W niedzielę piłkarze Warty zremisowali z GKS Katowice 3:3, co nie satysfakcjonowało żadną z drużyn. Marcin Klatt mecz rozpoczął na ławce rezerwowych, a na boisku pojawił się w 66. minucie przy stanie 1:1. W tej samej minucie goście wyszli na prowadzenie. Dziesięć minut później napastnik Zielonych dał jednak o sobie znać. Z lewej strony boiska świetnie dośrodkował Przemysław Otuszewski, a "Klacik" mocnym i precyzyjnym strzałem głową ulokował piłkę w bramce. Minęło kilkadziesiąt sekund i po kolejnym perfekcyjnym dośrodkowaniu obrońcy Warty, Klatt pokonał Jacka Gorczycę po raz drugi. W końcówce goście jednak doprowadzili do wyrównania. - Dlaczego nie zdobyliśmy trzech punktów? To jest ciężkie pytanie do całego zespołu. W ciągu tygodnia mamy drugi mecz, gdzie zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki. Brakuje nam kropki nad "i". Jest to chwila dekoncentracji, że myślami jesteśmy w szatni z trzema punktami. Musimy się zastanowić dlaczego tak to wygląda - opowiada rozczarowany Klatt.

Ostatnie dni były dla wychowanka Lecha Poznań bardzo udane. Tydzień temu zdobył pierwszą bramkę dla Warty w meczu z Turem Turek, a teraz dołożył kolejne trafienia. - Przede wszystkim cieszę się, że jestem zdrowy i udało mi się strzelić trzy gole. Nie mam jakiegoś założenia, co do liczby bramek w tym sezonie. Chciałbym oczywiście, żeby było ich jak najwięcej, ale najważniejszy jest zespół, a ja jestem w cieniu - mówi Klatt, który w ostatnich miesiącach albo nie grał, albo raził nieskutecznością. - Od napastnika wymaga się zdobywania goli. Dostałem dwie znakomite wrzutki od Przemka Otuszewskiego i nie pozostało mi nic innego, niż dokończyć działa. Cieszą mnie bramki, bo jestem napastnikiem. Gramy jednak dla całego zespołu, więc szkoda, że nie zdobyliśmy trzech punktów.

Po meczu swojego napastnika bardzo chwalił trener Bogusław Baniak. - Marcin miał dzień konia. Wyprowadził zespół na prowadzenie i to powinien być nokaut - stwierdził szkoleniowiec Zielonych.

Mecz z GKS Katowice odbył się na stadionie przy ul. Bułgarskiej, gdzie normalnie swoje mecze rozgrywa Lech. Na grę w "Ogródku" nie zgodziła się policja. W poprzednim sezonie Zieloni grali na tym obiekcie cztery mecze i nie wygrali ani jednego. Teraz chcieli zmazać tą niekorzystną passę, lecz nie udało się. - Ten stadion jest dla nas niefartowny, bo nie możemy tu wygrać. Szkoda, że na nasze mecze przychodzi tak mało osób - mówi Klatt, który na tym stadionie rozgrywał swoje pierwsze mecze w ekstraklasie w barwach Lecha.

W ostatnich trzech spotkaniach Warta zdobyła tylko dwa punkty, ale mimo to wciąż znajduje się w górnej części tabeli. Przed drużyną Bogusława Baniaka wyjazd na mecz ze Zniczem Pruszków. Cel jest podobny jak w pozostałych spotkaniach. - Chcemy w każdym meczu grać o trzy punkty, aby zdobyć ich jak najwięcej i takie jest nasze zadanie. Robimy wszystko, aby grać jak najlepiej - zakończył Marcin Klatt.

Komentarze (0)